Dołączył(a): 7 paź 2013, o 16:10 Posty: 807 Lokalizacja: Poznań, Powidz, .... Podziękował : 473 Otrzymał podziękowań: 462
Uprawnienia żeglarskie: sternik z upr. morskimi
|
Poniżej relacja „pechowego kitesurfera”. Odezwał się tylko raz , i - jak można przeczytać na końcu – „pozostanie bez odbioru”. Więc załączam tę relację i link. Może kogoś zainteresuje. http://www.kiteforum.pl/forum/viewtopic.php?f=1&t=68762„To ja jestem pechowym kitesurferem, ktory w zeszlym tygodniu spędził ponad dobę w wodach Zatoki Puckiej. Postanowiłem skomentować publicznie całą sprawę ponieważ jestem zniesmaczony postawą mediów (oraz niektórych członków naszej społecznosci), które to z mojego osobistego dramatu usiłują wyciągnąć korzysci dla siebie. To co można znaleźć w prasie i telewizji oraz na portalach internetowych na temat mojego niewesołego doświadczenia to stek bzdur i kłamstw - pragnę je niniejszym sprostować. Zostawiam ten komentarz tutaj, na neutralnej platformie - celowo - po to by nie dorabiać pismaków goniących za sensacją gdyż w podły i oszukańczy sposób liczą oni na ekstra zyski oraz darmową reklamę. Bezskutecznie polowali na mnie już w szpitalu, przemierzyli cały półwysep, wtykali nos gdziekolwiek się dało. Na szczęście większość Braci Kitesurfingowej rozumie, że dla dobra naszej wspólnej pasji powinnismy się trzymać razem i nie udzielała żadnych komentarzy. Niestety od każdej reguły zdążają się wyjątki.
Na wstępie pragnę wyrazić skruchę, faktycznie mogłem przecenić swoje możliwości, kitesurfing jak każdy inny sport wymaga rozwagi jak rownież ciagłego rozwoju, zdobywania doświadczenia i nieustannej nauki. Szkoda, że dociera to do mnie w momencie kiedy moja głupota doprowadziła do srogich konsekwencji. Bezpieczeństwo ponad wszystko!
Piszę na kiteforum.pl, ponieważ to jedyne neutralne środowisko w którym mogę się swobodnie wypowiedzieć. Tak na marginesie jest mi bardzo miło, dziękuję części z Was , tej która bezinteresownie starała się mi pomóc. Tak trzymać!!! Surferzy powinni trzymać się razem
Jedyne prawdziwe informacje które ukazały się w mediach to zdjęcia odnalezionego sprzętu oraz informacje na temat przebiegu akcji ratunkowej. Pozostałe informacje to ślepe strzały, w dużej mierze kłamstwa bądź przeinaczenia, wywołane chęcią zysku lub darmowej reklamy kosztem osobistego dramatu czy też niedoszłej tragedii.
Cała akcja od momentu wejścia na wodę trwała ok. 27 godzin, wiec poniższe sprawozdanie jest mocno skrótowe, skupiłem się jedynie na kluczowych wydarzeniach.
1. Nie jestem uczniem, jak rownież nie jest instruktorem. Pływam dla siebie. 2. Jestem związany z kilkoma szkołami kitesurfingu. Pełne kursy przeszedłem co najmniej w dwóch szkołach na półwyspie. Szkoliłem się z wieloma instruktorami. 3. Wszelkie komentarze dotyczące mojej rodziny to pomówienia. 4. Głównym powodem szybkiego wyjścia ze szpitala pomijając ogólnie dobry stan zdrowia byli dziennikarze paparazzi, którzy podszywali siępod moich rodziców celem dostania się na oddział ratunkowy 5. Wszedłem na wodę w Jastarni i tam tez zamierzałem wrócić. Ile sie da z kajtem, resztę na nogach podobnie jak większość pływających tego dnia na zatoce. 6. W wyniku zerwania linki leashowej, konieczności improwizowanej naprawy oraz serii niekorzystnych zdarzeń wylądowałem na głebokiej wodzie. Ok. 15 wiatr zaczął ustawać a latawiec przepadać. 7. Ze względu na fakt iż byłem w głębi zatoki postanowiłem spłynąć do Juraty, złapałem hals bezpośrednio na molo w Juracie i wtedy w Jastarni widziano mnie po raz ostatni. 8. Niestety do brzegu zbliżyłem się na wysokości plaży prezydenckiej, która postanowiłem opłynąć. 9. Latawiec przepadł 2 razy, za 3 przewinęła sie linka. Zwinąłem bar i wykonałem tratwę. 10. Wiatr zaczął znosić mnie od brzegu więc postanowiłem pozbyć się latawca i dobić do brzegu wpław z deską ( drzwiami ) Byłem wtedy na wysokości 3 bojki od brzegu. Niestety dostałem skurczu, wiec postanowiłem zachować deskę. 11. Płynąłem pod wiatr, silny prąd znosił mnie w kierunku Helu oraz otwartego morza. Po kilku godzinach walki nadal znajdowałem się na tyle daleko od brzegu, że istniało ryzyko rozminięcie się z półwyspem i wylądowania na otwartym morzu. 12. Zdecydowałem się odwrót. Podjąłem próbę dopłynięcia z wiatrem wpław do Gdyni. 13. W międzyczasie trwała akcja ratunkowa, jeszcze za dnia dwukrotnie w odległości ok. kilku set metrów ode mnie przepłynęła łódź SAR, po zmierzchu helikopter przeleciał na tyle blisko, że niemal oświetlił mnie szperaczem. W nocy jeszcze kilkukrotnie łodzie ratunkowe znalazły się w pobliżu. Za każdym razem machałem deską, wyskakiwałem nad wodę itp. Niestety było bardzo ciemno, ubrany byłem w czarną piankę a deska jest biała i kolorem zlewała się z wodą. 14. Założyłem, że mogą mnie nie znaleźć więc cały czas płynąłem. W krótkich chwilach odpoczynku pomagałem sobie deską, którą obracałem na plecy, leżąc pod nią wpinałem się trapezem w rączkę i odpoczywałem kilka- kilkanaście minut. Brzmi wspaniałe jednak woda ma ok. 18 stopni wiec pomimo długiej pianki grubości 5.4 mój organizm momentalnie się wychładzał i zaczynało mną telepać, w końcu był środek nocy. Zdawałem sobie sprawę jak działa hipotermia, na bierząco starałem się monitorować i doszukiwać jej objawów. Przed wychłodzeniem ratował mnie nieustanne ruch, płynąłem w kierunku oświetlonego na czerwono komina w Gdyni. 15. Na środku zatoki zastałem silny prąd znoszący na morze, przeprawiłem się przez niego trzymając deskę pod pachą, ostrząc nią lekko pod prąd. Dodatkowo z całych pozostałych we mnie sił płynąłem używając drugiej ręki oraz nóg. Udało mi się przedostać. 16. Dotrwałem do świtu, promienie słońca dały mi nowy zastrzyk energii a helikopter na niebie oraz łodzie na horyzoncie nadzieję na rychłe wytchnienie oraz koniec walki. 17. Nauczony doświadczeniem dnia poprzedniego nie zważyłem na wszystko i przezornie płynąłem dalej. 18. Koło południa już dość dobrze widziałem linię brzegową oraz 2 szlaki wodne. Jeden z lewej ( kontenerowce oraz duże lodzie wypływające z Gdyni w pełne morze) oraz drugi, biegnący wzdłuż linii brzegowej, przecinający moją drogę do brzegu. Średnio co godzinę coś tamtędy przepływało. Planowałem dopłynąć do szlaku, chwile odpocząć i poczekać na jakiś przypadkowy statek lub motorówkę. W przypadku kiedy zaczął bym się wyziębiać zamierzałem porzuci deskę oraz trapez i popłynąć prosto do samego brzegu, ponieważ skurcze od wieczora nie pojawiły się ponownie. 19. Jest ok. Godziny 16, za wszelka cenę przed zmrokiem chciałem dostać się na brzeg, zbliżałem się do szlaku wodnego. W głębi zatoki portowej dostrzegłem kuter wypływający w głąb zatoki, prawdopodobnie przepłynął by jakiś kilometr po mojej lewej stronie. 20. Słońce miałem w twarz, kuter sprzed sobą, więc wykorzystałem sytuację i przy użyciu deski puściłem kilka zajączków prosto w kuter. Kuter odpowiedział światłem szperacza. Odpowiedziałem ponownie sygnałem odblaskowym po czym pomachałem krzyżując ręce nad głową. Kuter zrobił szybki zwrot, podjął mnie na pokład, a załoga otoczyła mnie profesjonalną opieka oraz wsparciem. Jeden z marynarzy użyczył mi telefonu, powiadomiłem najbliższych, że wszystko jest ok.
Reasumując:
Lepszy wróbel w garści niż sikorka na dachu.
W sytuacji zagrożenia myślę , że powinienem wpłynąć na plaże prezydencką. Dobrą decyzją było by rownież udać się od razu tratwą w kierunku Trójmiasta. W sytuacji kiedy na brzegu może szukać cię kilkudziesięciu policjantów, przyjaciół oraz postronnych osób w momencie ciszy głośno krzycz!!! Echo powinno zanieść twoje wołanie o pomoc po wodzie aż do brzegu. Zawsze miej ze sobą telefon!!! Nawet jeśli idziesz do wody na chwilę los potrafi spłatać figla.
Ps. Czuje się bardzo dobrze zarówno psychicznie jak i fizycznie. Poza otarciami od pianki, nadkwasotą od słonej wody oraz łagodną hipotermią (31,5stopnia Celsjusza ) którą zniwelowano na oddziale ratunkowym w godzinę, nie doznałem żadnych innych obrażeń. W miarę możliwości osobiście składam podziękowania wszystkim zaangażowanym w akcje poszukiwawczą. Jeszcze raz tutaj publiczne DZIĘKUJE WAM WSZYSTKIM!! Mundurowym i nie tylko. Świadomość, ze ktoś mnie szuka, cały czas podnosiła mnie na duchu, wywołała u mnie poczucie szansy i cały czas motywowała do walki. Gdyby nie Wy, mogło by mnie tu nie być. Jesteście moimi bohaterami!
Ufam, że powyższy komentarz rozwiał wszelkie niedomowienia i watpliwości, i jeszcze raz przepraszam. Wszystkim hejterom życzę jak najlepiej jednak pozostaję bez odbioru.
Pozdrawiam!
Domniemany trzydziestolatek, krakus "..............................
_________________ Pozdrawiam Krzysztof Tango 780S, przedtem MAK 747 GT przez 20 lat, a jeszcze wcześniej BEZ-4.
|
|