Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

przygoda z siecią...
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=18&t=9616
Strona 1 z 1

Autor:  kusza [ 11 wrz 2011, o 21:12 ]
Tytuł:  przygoda z siecią...

Wracaliśmy sobie Zalewem do Trzebieży , była godzina 0920. Jako że na Zalew weszliśmy od strony Zachodniej (po drodze odwiedzając Warpno), szliśmy poza torem Świnoujście-Szczecin.
Wiało z zachodu całkiem przyjemnie, więc szliśmy pod grotem na 1 refie i fokiem. po drodze omijaliśmy kilka zastawionych sieci, co zmusiło nas do odbicia nieco na północ... Byliśmy w odległości 5 mil od toru podejściowego na Trzebież. Ponieważ pierwszy raz (na tym rejsie) było naprawdę słonecznie większość załogi (włącznie ze mną) siedziała na pokładzie obserwując otoczenie. W pewnym momencie kolega (sokole oko), wypatrzył tuż przed dziobem kilka tyczek. Ponieważ były idealnie pod słońce, więc refleksy od wody uniemożliwiały nam dostrzec je wcześniej (mimo naszej czujności i ciągłej obserwacji). Szczegółowa obserwacja wskazywała, że jest to większa ilość skupisk tyczek, które rozciągały się na odcinku kilkuset metrów (mniej więcej 3-4 kabli). Na manewr było późno (musielibyśmy iść pod wiatr by je ominąć). Od razu poszedłem na dziób i okazało się, że pomiędzy kolejnymi skupiskami tych tyczek, jest około 50-70m odstępu, choć znaków szczytowych nigdzie nie było widać. Na zachodnim, krańcowym skupisku tyczek, pracowali rybacy. Nie zapalaliśmy silnika, by przypadkiem się nie wplątać, albo nie pociąć ewentualnych mocowań lub sieci. Postanowiliśmy przejść między sąsiednimi skupiskami tyczek, które nie wydawały się połączone ze sobą. cały czas pozostawałem na oku, monitorując jednocześnie prędkość jachtu. Uffffffffffffffffff. Przeszliśmy. Jacht nie zwolnił nawet o 0,1 Kn, nie pojawiły się także żadne odgłosy szurania, ani nic co mogłoby świadczyć, że dotknęliśmy jakiejkolwiek przeszkody. Jednak rozmieszczenie sieci i ich oznakowanie budziło nasz niesmak. W dodatku rybacy z krańcowego skupiska tyczek płynęli tak jakby chcieli nas staranować...
Podpłynęli, oznajmiając nam, że właśnie przepłynęliśmy przez ich sieci, o czym poinformują kapitanat portu w Trzebieży.
Powiedziałem, że żadnych sieci nie uszkodziliśmy, a ponieważ i tak płyniemy do Trzebieży więc możemy się spotkać i sobie wszystko, na spokojnie wyjaśnić. Tym bardziej, że znaków szczytowych nie było. Rybak odkrzyknął, że owszem są, na skrajnych sieciach, patrząc ze słońcem faktycznie kilkaset metrów dalej widać było romby, które w momencie płynięcia pod słońce były absolutnie nie do wypatrzenia (nawet tyczki przed dziobem dostrzegliśmy w ostatniej chwili).
W Trzebieży podjechał jeden z rybaków, pytając czy chcemy "się dogadać".
Powiedziałem, że jestem absolutnie pewien, że żadnych sieci nawet nie drasnęliśmy, co zresztą powinien wiedzieć bo obserwował nas z boku.
-Tak, ale inni żeglarze nam drą sieci pływając po nich...
-Jaki to ma związek ze mną?
-Czyli informować kapitanat i urząd?
-Bardzo proszę
(tak w skrócie wyglądał nasz dialog)

Po jakimś czasie podjechał pan w białej koszuli z pagonami i zaprosił mnie, wraz z dokumentami do auta. Informując, iż ponoć nie wyraziłem chęci pofatygowania się osobiście...
Wyraziłem zdumienie, bowiem nie przypominałem sobie, bym ostatnio był pytany przez kogokolwiek
o chęć spaceru do jakiegokolwiek urzędu...
Opisałem sytuację.
Pan urzędnik, długi czas zastanawiał się co ze mną począć, jednocześnie próbując nawiązać kontakt z "poszkodowanymi" rybakami (którzy gdzieś zniknęli). W końcu otrzymałem pouczenie, na co nagle pojawił się "główny zadymiarz" z rybackiej krypy.
Powiedział, że on ma życzenie żeby nas wszystkich karać i to przykładnie...
Jeszcze raz przedstawiłem mu całą sytuację. Powiedziałem, że sam dobrze wie, że sieci mu nie zahaczyłem bo widział dobrze sytuację.
Powiedział, że gdyby chciał to oczywiście będzie w stanie mi udowodnić, że jednak mu je zniszczyłem.
Powiedziałem, że bardzo dobrze widział jak płynę i jak wygląda widoczność, mógł więc dać znać, że przed nami są sieci.
Odpowiedział, że wydawało mu się, że płynę za znakiem szczytowym (jak się okazało był chyba ze 200m za nasza lewą burtą).
Jego monolog był dość długi i pełen żalu...
Na koniec rzucił, że w zasadzie to flaszka się należy...

Piszę o tym by poznać Wasze opinie, jak w takiej sytuacji należy się zachować?

Autor:  Wąski [ 11 wrz 2011, o 21:23 ]
Tytuł:  Re: przygoda z siecią...

kusza napisał(a):
Powiedział, że on ma życzenie żeby nas wszystkich karać i to przykładnie...

I co na to pan w białej koszuli?

Autor:  kusza [ 11 wrz 2011, o 21:47 ]
Tytuł:  Re: przygoda z siecią...

SlaWasII napisał(a):
kusza napisał(a):
Powiedział, że on ma życzenie żeby nas wszystkich karać i to przykładnie...

I co na to pan w białej koszuli?


Ów Pan starał się nie wtrącać w monolog Pana rybaka

Autor:  Maar [ 11 wrz 2011, o 21:56 ]
Tytuł:  Re: przygoda z siecią...

kusza napisał(a):
rybacy z krańcowego skupiska tyczek płynęli tak jakby chcieli nas staranować...
Podpłynęli, oznajmiając nam, że właśnie przepłynęliśmy przez ich sieci,
Przeszliśmy, czy uszkodziliśmy? Po pierwsze to jest różnica - jeśli pytasz jak postąpić, to IMHO najłatwiej byłoby podpłynąć do uszkodzonych sieci (nie wiem jaki to był dystans) i porozmawiać o faktach.

Po drugie należy znać rozporządzenie ministra od roli i niedoli. Jakiej długości był zestaw tych sieci? Czy był prawidłowo oznakowany? W kapitanacie to lepiej jest się kłócić wiedząc przy okazji "jak powinno być". Brak jednej z dwóch wymaganych opasek odblaskowych (jak najbardziej widocznych w słońcu :-) :-) ) zaczyna stawiać rybaka w mniej korzystnej sytuacji. Jak do tego doda się fakt, ze chorągiewki powinny mieć kształt prostokąta o boku nie mniejszym niż 40 cm, itd, itd to może się okazać, że zestaw sieci nie jest widoczny (prawnie) a co za tym idzie można się poprocesować troszkę.

A najlepiej w sieci nie wjeżdżać, bo rybole to i bez tego mają przechlapane.

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/