... o czym przekonała się Florence Arthaud po tym, jak małe zaburtowe siku zamieniło się w rozstanie ze swoim jachtem. Miała na swoje szczęście przy sobie dobrze zapakowany telefon, z którego zadzwoniła do mamy, a wbudowany GPS pozwolił dokładnie określić pozycję.
Taką historię przeczytałem właśnie tu: http://www.seilas.no/wip4/detail.epl?id=1131572
Brzmi pięknie, ale żeby to mogło być prawdziwe, spełnionych musi być kilka warunków. Po pierwsze trzeba być blisko przekaźnika, a po drugie, w krytycznym tym momencie bateria nie może okazać się pusta.
Wniosek jednak wyciągnąć można taki, że warto nosić w kieszeniach różne drobiazgi.

No i musiało być ciepło.

No i rekinów ludojadów musiało nie być w okolicy

Rzecz się działa w okolicach Korsyki, więc pewnie woda w temperaturze znośnej.