Byłem, i nie mam najmilszych wspomnień.
Przede wszystkim kwestia miejsca - najczęściej w Jachtklubue po prostu go brak. Ja w rezultacie musiałem się wkleszczyć Gedanią do kei rybackiej, na trzeciego, potem w nocy jeszcze ktoś doszedł (o rany, ale się bałem o burtę!), a nad ranem ten "pierwszy od kei" postanowił odejść. Mówiąc krótko - pożar w burdelu.
Gdy już jako - tako staniesz, pojawi się miejscowy policjant portowy, który skonfiskuje wszystkie paszporty (wiz nie trzeba wcześniej załatwiać) i certyfikat jachtu. W zamian otrzymuje się karteczki (robaczkami i po angielsku)stanowiące potwierdzenie złożenia paszportu do depozytu. Pan policjant przy okazji opowie Ci o tym, że ma małą córeczkę (w domyśle - daj pan czekoladę), mało zarabia (w domyśle - daj pan bakczysz) i będzie to robić wyjątkowo namolnie...
Port jest pełen miejscowych lumpów, kradzieże na łódkach nie należą do rzadkości. Warta obowiązkowa, nie od rzeczy też skorzystać z pomocy miejscowego. Nam się trafił wyjątkowo sympatyczny, władający podstawami langłydżu bezrobotny marynarz - za 20 euro solennie pilnował łódki z lagą w garści, a przy opisanych wyżej zabawach z cumami był po prostu niezastąpiony. A jak pięknie sklął tego, co w nocy do naszej burty dochodził - gdyby nie wrzask Abdula pewnie by nam zrobił kuku...
Samo miasto bardzo mi się podobało. Na zakupach trzeba się targować do upadu - zbicie ceny do 5 - 10% tego co Arab krzyknął na początek - jest czymś zupełnie naturalnym. Kosztuje co prawda trochę czasu i umiejętności aktorskich (polecam demonstracyjne wychodzenie ze sklepu, ale powoli - Arab i tak Cię dogoni na ulicy, złapie za rękaw i wciągnie z powrotem).
Z reguły kupcy są sympatyczni - "mój" kontrahent zapytał, skąd jestem, a na słowo Polska kwiknął z zadowolenia i wykrzyknął - Yes, I know! Boniek, Szarmach, ku...! Znaczy, podstawy polszczyzny miał opanowane
Reasumując: o ile miasto jako "obiekt turystyczny" polecam, o tyle portu - absolutnie nie!
Radzę: zamiast do Tangeru jedż do Ceuty, w Marinie Hercules usłużny cieć pomoże Ci w załatwieniu busa z kierowcą, mającym stosowne "stosunki" na granicy. To raptem 65 km. Koszt takiej wycieczki - ok. 20 euro na twarz.