Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
Agent - czym to się je? https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=29&t=9978 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | Maar [ 3 lis 2011, o 13:53 ] |
Tytuł: | Agent - czym to się je? |
Powoli zaczynam się konkretyzować w temacie Peru-Ekwador-Kolumbia i przy okazji wyszło, że w Ekwadorze (i Kolumbii podobnie) jachty są traktowane tak samo jak frachtowce, podlegają pod jejich system monitorowania SITRAME a co za tym idzie, w przypadku niemania możliwości wysłania maila ze statku, wymagane jest wynajęcie agenta. Czego można od takowego agenta wymagać? Rozumiem, że załatwia Zarpe, ale czy taki ktoś to generalnie jest "przyjaciel", który w różnych sprawach może pomóc, czy raczej jest to "zło konieczne"? Czy to jest tak, że w porcie wejścia zgłaszam się do agenta, wynajmuje go i w następnym porcie... no właśnie co? Czy przy wyborze agenta kierować się tym, czy ma przedstawicielstwo w innych, planowanym portach, czy to nie ma znaczenia? Zdaje się, że w rejonie Karaibów niektóre kraje też mają agenturalną sraczkę - brał ktoś z forumowiczów agenta? Jakieś problemy rozwiązał, a może jakieś stworzył? |
Autor: | Zbieraj [ 3 lis 2011, o 14:57 ] |
Tytuł: | Re: Agent - czym to się je? |
Marek napisał(a): Czego można od takowego agenta wymagać? Marek napisał(a): czy raczej jest to "zło konieczne"? Marek napisał(a): Czy to jest tak, że w porcie wejścia zgłaszam się do agenta, wynajmuje go i w następnym porcie... no właśnie co? Czy przy wyborze agenta kierować się tym, czy ma przedstawicielstwo w innych, planowanym portach, czy to nie ma znaczenia? Marek napisał(a): Zdaje się, że w rejonie Karaibów niektóre kraje też mają agenturalną sraczkę - brał ktoś z forumowiczów agenta? Jakieś problemy rozwiązał, a może jakieś stworzył? Po kolei:Wprawdzie mnie, na tych "dużych sasankach" problem dotyka częściej, ale z różnych przyczyn i mniejszy jacht spotyka się z tym problemem. W większości przypadków jest to tylko zło konieczne i zawracanie głowy, ale nie ma się wyjścia. Jak mus to mus. W zasadzie nie ma znaczenia, czy w kolejnych portach wynajmujesz tę samą agencję, czy inną, bo i tak musisz zapłacić za "dni obsługi" (na ogół dość słono, w każdym razie jest to więcej, niż za sam postój), jeśli jest jednak wybór, to wygodniej jest wynająć jedną agencję morską, która ma swoich agentów w różnych portach, bo oszczędzasz czas na tłumaczeniu kolejnemu misiowi, co, jak, po co i dlaczego. Powody brania agenta są różne. W Japonii np. kapitanat nie ma nic do gadania w sprawie wejścia do portu. O wszystkim decyduje agent: kiedy wejść, gdzie stanąć itp. W Estonii agent załatwia wszystkie papiery (parę kilo!) i uzgadnia z kapitanatem gdzie i kiedy. Uwaga: dotyczy "dużych", wchodzących do portu handlowego. Na Karaibach (w sensie "czystych Karaibów") - nie słyszałem o konieczności brania agenta, ale na Bahamach (w Nassau) musiałem wynająć agenta. Do żadnej mariny nie mogłem się dostać, bo z jednej strony są dwa mosty (maszty mi się nie mieściły, a z drugiej głębokość dla mnie za mała. Jedyne miejsce do miesięcznego postoju - to terminal przeznaczony dla "cruise'ów". A to mógł załatwić tylko agent. BTW. Anegdota: Obsługiwał mnie agent. Biały. Jedziemy kiedyś samochodem do jego biura. Pytam: Albert, twój angielski to nie jest ani british, ani american. Jaki jest twój background? Albert na to: - I am Bahamian. Ja; - Nie pytam o citizenship, tylko o background. Albert: - I am Bahamian. Ja: - Stary, nie rób jaj. White Bahamian? Albert: - Nic na to nie poradzę. Teoretycznie w moich żyłach płynie trochę krwi angielskiej, trochę walijskiej, a i szkockiej by się parę kropel znalazło. Ale moja rodzina przypłynęła do Nassau 350 lat temu. Ja jestem gdzieś tak piętnastym, może dwudziestym pokoleniem urodzonym w Nassau. To co mam powiedzieć? I'm Bahamian! I jeszcze jedno: Kraje karaibskie mają sraczkę ale z innego powodu. Tam wszędzie obowiązuje clearence. Jeśli w kraju, który opuszczasz nie weźmiesz od celników "klirensa", w następnym kraju masz kłopoty. |
Autor: | -O- [ 3 lis 2011, o 16:47 ] |
Tytuł: | Re: Agent - czym to się je? |
Spotkałem się z koniecznością agenta w Port Sajdzie. Bez agenta nie można nawet myśleć o wejściu do portu. Mojego pilota ustawił mi marinero z mariny w Ashkelon. Agenta wywołałem przez radio. Oprócz agenta konieczna jest asysta pilota (organizuje ją agent). Pilota przywożą motorówką. Pilot wchodzi na jacht przed wejściem na tor, staje z boku i czeka na reakcję załogi. A sytuacja jest śmieszna, bo zacumowana burta w burtę motorówka nie odpływa. Po chwili dowiedzieliśmy się, że będą tak stać przycumowani, dopóki nie dostaną w łapę. Pilot towarzyszył nam do samej, ho, ho mariny. Tam czekał agent, który pouczył nas, że pilotowi trzeba dać w łapę (5 euro). Opłatę za pilota (tę oficjalną - rządową) pobiera agent. Sam agent jest przydatny, szczególnie jeżeli jest to pierwszy port w kraju przybycia. Agent to instytucja ułatwiająca pracę służbom i urzędasom. Oni nie chcą stawać oko w oko z przybłędą, który nie wie ci i jak należy robić. Agent załatwia wszytko szybko i sprawnie, to jest jego główna zaleta. Zbieraj napisał(a): musisz zapłacić za "dni obsługi" (na ogół dość słono, w każdym razie jest to więcej, niż za sam postój) To fakt, mój agent powiedział mi, że roboty z jachtem jest tyle samo co z masowcem. A jak powiedział ile chce za swoje usługi, to (na trzy cztery) wszyscy się głośno roześmialiśmy. Oczywiście, że należy wynagrodzenie agenta negocjować, jeżeli przegina. Nasz zadowolił się kwotą przez nas zaproponowaną i zaprosił całą załogę na herbatkę do pobliskiej tawerny. Jeżeli służby nie chcą obcować z przybyszami, to pozostaje tylko agent. Zaoszczędzicie sobie dużo czasu. Do załatwienia są formalności z immigration, policją, celnikami, władzami portu i strażą graniczną. Może być jeszcze kontrola medyczno-sanitarna, navy i cholera wie co. Instytucja agenta obowiązuje również w Turcji. Mnie w marinie w Marmaris odesłano do agenta nie pozostawiając cienia wątpliwości, że to jest jedyna opcja, koszt (50 euro). Jeżeli będziecie się gdzieś odprawiać bez agenta, to bardzo się wam przydadzą kopie paszportów całej załogi (strona ze zdjęciem), dużo crew list's, ksera dowodu rejestracyjnego jachtu i ubezpieczenia. Ułatwi wam to bardzo formalności. Oni będą to kserować pół dnia. Zróbcie sobie pieczątkę jachtu, oni kochają pieczątki. Zbieraj napisał(a): Kraje karaibskie mają sraczkę ale z innego powodu. Tam wszędzie obowiązuje clearence. Clearence obowiązuje również w większości krajów południowo wschodniego wybrzeża M. Śródziemnego. |
Autor: | Koma5 [ 3 lis 2011, o 18:14 ] |
Tytuł: | Re: Agent - czym to się je? |
Jeanneau napisał(a): Agent załatwia wszytko szybko i sprawnie, to jest jego główna zaleta. ...z której czasem naprawdę warto skorzystać. Nie nalatasz się...nie nadenerwujesz, ze mają sjestę albo co innego każe im zamknąć okienko... Jeanneau napisał(a): Jeżeli będziecie się gdzieś odprawiać bez agenta, to bardzo się wam przydadzą kopie paszportów całej załogi (strona ze zdjęciem), dużo crew list's, ksera dowodu rejestracyjnego jachtu i ubezpieczenia. Ułatwi wam to bardzo formalności. Oni będą to kserować pół dnia. Czasem robią swoje własne, jak byś Ty ich chciał oszukać tymi kserówkami. Możesz też spotkać się z koniecznością przepisywania ręcznego na ich druku crew list`s |
Autor: | Cape [ 3 lis 2011, o 18:29 ] |
Tytuł: | Re: Agent - czym to się je? |
Jeanneau napisał(a): A sytuacja jest śmieszna, bo zacumowana burta w burtę motorówka nie odpływa. Po chwili dowiedzieliśmy się, że będą tak stać przycumowani, dopóki nie dostaną w łapę Jeanneau napisał(a): Tam czekał agent, który pouczył nas, że pilotowi trzeba dać w łapę (5 euro). Opłatę za pilota (tę oficjalną - rządową) pobiera agent To nie jest w łapę, tylko święty u Arabów bakszysz Należy się, jak psu zupa. |
Autor: | Maar [ 3 lis 2011, o 18:33 ] |
Tytuł: | Re: Agent - czym to się je? |
Jeanneau napisał(a): Mojego pilota ustawił mi marinero z mariny w Ashkelon. Agenta wywołałem przez radio. Rozumiem, że ten (podkreślenie moje) pilot, to miało być napisane agent? Rozumiem też, że było kilka agentur do wyboru, a koleś z Ashkelon - znając realia - zapodał Ci najtańszego/najlepszego?Pytam, bo w sieci znalazłem info o agencjach w Ekwadorze i stwierdzenie, że w porcie takim-lub-siakim są dwie agencje i ceny trzeba twardo negocjować. Tak się zastanawiam - ten wybór agencji to przez radio, na otwartym kanale? Niby lepiej gdy druga strona słyszy jak konkurencja zjeżdża z ceny, ale nie zawsze Czy może tam się najpierw cumuje a później popyla do agenta? Janusz, jak to na tych większych Sasankach wygląda - gdy wchodzisz do portu, to już masz agenta wybranego i sprawy pozałatwiane? *~*~*~*~*~*~*~*~*~* koma5 napisał(a): Możesz też spotkać się z koniecznością przepisywania ręcznego na ich druku crew list`s Ten temat to ja już przerabiałem Miałem swoją, w jachtklubie dostałem klubową, bo powiedział senior bosmanos, że ta moja jest do kitu, jak już przepisałem i poszedłem z tym do Capitanerii, to dowiedziałem się, że ta jachtklubowa to od zeszłego roku ma zły wzór i musiałem przepisać jeszcze raz. |
Autor: | -O- [ 3 lis 2011, o 20:14 ] |
Tytuł: | Re: Agent - czym to się je? |
Marek napisał(a): Rozumiem, że ten (podkreślenie moje) pilot, to miało być napisane agent? Miało być agent - moje przejęzyczenie. Marek napisał(a): Tak się zastanawiam - ten wybór agencji to przez radio, na otwartym kanale? Ja miałem call sign, powiedziałem z kim chcę rozmawiać i agent po kilku minutach wywołał mnie. Co do zasady oni chcą się zaprzyjaźniać, należy odwzajemniać uprzejmości. Co do negocjacji cen, to pamiętając, że będziesz w bardzo tanim rejonie świata, nie należy się dawać. To będzie część przyjemności tego rejsu. Czekają Cię fajne przeżycia, co tu dużo gadać. |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |