Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 28 lis 2024, o 20:23




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 11 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 9 cze 2019, o 21:16 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 mar 2014, o 15:15
Posty: 597
Podziękował : 739
Otrzymał podziękowań: 364
Uprawnienia żeglarskie: Mam ;)
Plan rejsu był prosty: w trzy tygodnie przepłynąć na Sifu z Las Palmas do Malagi, zaliczając po drodze Maderę, Gibraltar i może coś jeszcze, jak wystarczy czasu. Nie wiedzieliśmy, że życie napisze nieco odmienny scenariusz...

Pełna wrażeń wracam z sulejowskiego SIZ-u. Wieczorem mam rozpocząć pakowanie, w końcu rejs już za kilka dni. Po południu odpalam na chwilę komputer – czytam informację, która wbija mnie w fotel: Sifu czeka na wyslipowanie i nie będzie gotowe na 10 marca. Kiedy będzie – nie wiadomo. Szybki telefon do Wieloryba nic nie wyjaśnia. Nie wiem, co teraz robić. Trzy tygodnie urlopu już w grafiku, z czego większość zaległego - nie do przełożenia.
Wieczorny telefon do Mateusza napełnia mnie szczyptą optymizmu. Chłopcy wierzą, że rejs się odbędzie. Kiedy więc następnego dnia ortopeda proponuje mi 2 tygodnie zwolnienia na przeciążony nadgarstek, odmawiam, licząc jednak na urlop.
Następnie dni to szamotanie się wśród sprzecznych informacji. Łódkę na Kanarach wypożyczyć nie jest trudno, ale trudniej oddać ją w Maladze czy w Porto (nasz rejs miał jeszcze II etap: Malaga – Porto, z nową częściowo ekipą). Jesteśmy jednak zdecydowani lecieć – choćbyśmy mieli spędzić ten urlop na lądzie.
Wreszcie w czwartek zapada decyzja – płyniemy na Kapitanie2. Zmianie ulega tylko zakończenie drugiego etapu – muszą wrócić na Kanary, co wymaga nowych biletów powrotnych, ale za to trasa jest z wiatrem. My za to musimy przedostać się z Gran Canarii na Fuerteventurę.
Szybkie pakowanie i w sobotnie południe krajowa część ekipy spotyka się na dworcu Warszawa Zachodnia. W transporcie do Modlina pomaga nam Paweł (forumowy POL) i razem z Mirkiem przewożą na lotnisko nas i mnóstwo bagażu. Wieziemy sporą część zaopatrzenia, w tym chleb i obiady na 3 tygodnie – na Atlantyku sklepy trudno znaleźć.
Na lotnisku w Las Palmas dołącza do nas frakcja brytyjsko -szwedzka, czyli Bulaj (zwany na tym rejsie z czeska Trpaslikiem) i Iwona (Inga). Nasza załoga jest już kompletna i chociaż jednolita narodowościowo, to reprezentuje aż cztery kraje, bo Mariusz (Krtek) jest obywatelem Czech.
W przeorganizowaniu rejsu pomagało nam sporo osób, dzięki czemu mamy już na miejscu sporo znajomych. Wspomagani przez Jurka i Michała dostajemy się na Sifu, które, chociaż unieruchomione, posłuży nam za tymczasowy hotel.

Marina w Las Palmas

Obrazek

Niedzielę spędzamy na ustaleniu dalszych planów, testując przy okazji okoliczne knajpy i miejską plażę. Istnieje szansa, że w poniedziałek rano zabierzemy się na Fuerteventurę jachtem. Plan ten jednak nie dochodzi do skutku i pozostaje nam prom do Morro Jable. Prom odchodzi wieczorem, więc poniedziałek też spędzamy leniwie.

Forumowa załoga w komplecie. Od lewej: Whitewhale, Moroszka, Szpiszpak, Krtek(jeszcze nie forumowy), Mirosław, Chachor, Inga i Bulaj vel Trpaslik

Obrazek


Dla Łosia trunków było zbyt wiele.

Obrazek


Plaża miejska tuż przy marinie.

Obrazek

Wieloryb i jego ogon ;)

Obrazek


Obrazek


Widać, że wieją tu silne wiatry... ;)

Obrazek

Prom na Fuerteventurę

Obrazek



Za ten post autor Moroszka otrzymał podziękowania - 4: Inga, Janna, sirapacz, Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 cze 2019, o 21:57 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 mar 2014, o 15:15
Posty: 597
Podziękował : 739
Otrzymał podziękowań: 364
Uprawnienia żeglarskie: Mam ;)
Z Morro Jable taksówką przemieszczamy się do Gran Tarajal i późnym wieczorem lokujemy się na Kapitanie 2.

Obrazek

Łódka, chociaż klimatyczna i wygodna, robi się nieco zatłoczona, gdyż oprócz naszej ósemki w drodze na Maderę towarzyszyć ma nam jeszcze Ryba (armator) i jego kolega Mietek. Impreza integracyjna kończy się dosyć późno.
Przedpołudniowy poranek zaczynamy od sztauowania. Później załoga dzieli się na dwie ekipy – zapoznającą się z jachtem i zaopatrzeniową. Udajemy się do marketu na uzupełniające zakupy, zwiedzając po drodze miasteczko – senne o tej porze roku, ale sympatyczne. Niezbyt ciekawą zabudowę zdobią liczne murale.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Po obiedzie następuje podział na wachty i wreszcie wypływamy. :)

Obrazek

Obrazek


Nazwę jachtu (Kapitan 2) uznaliśmy za nomen omen – rejs miał być prowadzony przez Mateusza, chociaż w załodze był również Biały Wieloryb. Szybko jednak okazuje się, że jest jeszcze trzeci, najbardziej decyzyjny kapitan - Ryba, który mimo że obwołał się kukiem, w rzeczywistości nie przyrządza nawet herbaty, za to wydaje komendy i autorytatywnie wyznacza trasę rejsu. W dodatku, widząc jego zamiłowanie do mocnych trunków i dobrego jedzenia, zaczynamy wątpić, czy wysiądzie na Maderze. ;)
Jacht jest szybki, ale pływa stosunkowo mokro – przy niezbyt dużej fali nie da się przebywać w kokpicie bez pełnego sztormiaka.
Nasza wachta zaczyna się już po ciemku. Płyniemy wzdłuż wschodniego brzegu Fuerteventury. Jacht prowadzi się dobrze, lekko ślizga się po falach. Trasa przebiega jednak blisko brzegu, chwilami wydaje mi się, że jest on tuż, tuż – co sprawia niezbyt przyjemne wrażenie. Kończymy o północy. Krótka toaleta, chwila rozmowy z Mateuszem o dalszej trasie i układam się w koi. Robi mi się błogo i powoli zaczynam odpływać w objęcia Morfeusza. Nie przychodzi mi do głowy, że niedawno zaczął się trzynasty...
cdn.



Za ten post autor Moroszka otrzymał podziękowania - 8: Inga, Janna, Katrine, Maar, Sajmon, Seba, sirapacz, Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 10 cze 2019, o 21:17 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 mar 2014, o 15:15
Posty: 597
Podziękował : 739
Otrzymał podziękowań: 364
Uprawnienia żeglarskie: Mam ;)
Potężne uderzenie przywołuje mnie natychmiast do rzeczywistości. Za chwilę drugie, trzecie... Wpadliśmy na podwodne skały, bierzemy wodę. Chłopcy szybko ściągają stół i podłogę, ja usuwam zalegające wszędzie buty, usiłując jednocześnie założyć sztormiakowe portki i buty. Wody przybywa, pompa zęzowa nie daje rady. Piotr bierze wiadro i czerpak, ja drugie i kubek. Kolejne wiadra wędrują za burtę, pompa cały czas pracuje.
Po godzinie klęczenia nad zęzą i wybierania wody przypominam sobie, że mam chorobę morską, przez pierwsze dni nie funkcjonuję pod pokładem i jeszcze niedawno miałam mdłości – jak się okazuje, adrenalina działa skuteczniej niż rozłożysty dąb. ;)
Sytuacja stabilizuje się. Decyzją właściciela wracamy do portu macierzystego, czeka nas więc ze 30 mil takiej żeglugi. Po kilku godzinach ciągłego wybierania wody udaje nam się zlokalizować główne miejsca przecieku i uszczelnić bawełnianym sznurem. Woda napływa nieco wolniej i daje się odrobinę odpocząć.
Mietek rozwala wszystkich podsumowując noc - „ a ja się qrwa choroby morskiej bałem!” :rotfl:

Nad ranem cumujemy w Gran Tarajal. Tym razem toast „za cudowne ocalenie” nabiera właściwego znaczenia. Podłączamy elektryczną pompę i odsypiamy stres i zmęczenie.

Budzimy się kiedy słońce jest już wysoko. Nastroje nie są najlepsze – większość opowiada się za powrotem do domu. :-( Wychodzimy do miasta kupić nową pompę, bo stara nie daje rady. Po drodze tradycyjnie wstępujemy na piwo. Zimny trunek poprawia nastroje – a może by tak spróbować jeszcze popłynąć? Tydzień temu mieliśmy jeszcze jedną propozycję – przeprowadzenie jachtu z Gran Canarii na Baleary. Odrzuciliśmy ją ze względu na drugi etap. Może jest jeszcze aktualna?
Sprawdzamy. Jest! :D W dodatku udaje nam się wynegocjować połączenie z drugim etapem – my płyniemy do Malagi, a oni z Malagi na Majorkę.
W znacznie lepszych nastrojach wracamy na jacht. Krtek nurkuje pod łódkę sprawdzając uszkodzenia. Są na szczęście mniej poważne, niż na to wyglądało, ale wymagają wyslipowania łódki. Załatwiamy powypadkowe formalności i pakujemy się – jutro bladym świtem wracamy na Gran Canarię.



Za ten post autor Moroszka otrzymał podziękowania - 3: Janna, Katrine, Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 10 cze 2019, o 22:03 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 mar 2014, o 15:15
Posty: 597
Podziękował : 739
Otrzymał podziękowań: 364
Uprawnienia żeglarskie: Mam ;)
Z promu odbiera nas Jurek Jaroszyński. Zatrzymujemy się w knajpce obok mariny na śniadanie i krótką pogawędkę ze znajomymi. Wieści tutaj szybko się rozchodzą, więc zdajemy krótką relację z ostatnich wydarzeń. Po śniadaniu ruszmy w dalszą drogę – Jurek zawozi nas na południe wyspy do małego portu Pasito Blanco. Tu znajdujemy naszą kolejną łódkę. „ Rita” to Dufour 460, który podobno ma już za sobą wejście na skały i jest właśnie po pobycie w stoczni. Jacht jest w trakcie sprzątania, zrzucamy więc bagaże na keję i tradycyjnie idziemy do knajpy, co jakiś czas sprawdzając postępy działania zgrabnych, śniadych dziewcząt. Sprzątanie przeciąga się – dopiero, gdy po kolejnym „za pół godziny” nie odchodzimy, tylko zasiadamy na kei, kończą po 10-ciu minutach. Najwyraźniej przeszkodziliśmy w opalaniu. ;)
Wreszcie możemy się rozpakować. Gdy już po zasztauowaniu siadamy napić się jak ludzie, otrzymujemy od firmy propozycję zamiany Dufoura na Bawarkę. Zdecydowanie protestujemy – kolejnego pakowania już byśmy nie znieśli.
Chcemy wypłynąć następnego dnia, ale formalności związane z umową, kaucją i ubezpieczeniem tejże przeciągają się. Wygląda na to, że możemy już nie zdążyć zawinąć na Maderę. Ale są też i dobre strony – swój urodzinowy wieczór spędzę na lądzie. Marzy mi się wieczorna impreza na jachcie, ale załoga zamawia stolik w portowej knajpce. Właściwie jest to duży stół: świece, wino, owoce morza, a do tego spora grupka przyjaciół – takich fajnych urodzin dawno nie miałam. :D

Na promie - starsi panowie dwaj ;)
Obrazek

Rita
Obrazek

Mała część naszych bagaży :)
Obrazek

Załoga przy ulubionym zajęciu ;)
Obrazek



Za ten post autor Moroszka otrzymał podziękowania - 3: Janna, sirapacz, Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 10 cze 2019, o 22:34 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 mar 2014, o 15:15
Posty: 597
Podziękował : 739
Otrzymał podziękowań: 364
Uprawnienia żeglarskie: Mam ;)
Sobotnim rankiem wreszcie kończymy lądową część rejsu. Jeszcze tylko szybkie tankowanie paliwa i wypływamy! Dzień jest słoneczny, ciepły. Początkowo wieje lekka bryza, ale szybko wiatr zdycha. Płyniemy wzdłuż wschodniego brzegu Gran Canarii. Wieczorem wiatr powraca – niestety w mordę. Halsując, powoli poruszamy się do przodu, ciągle widząc światła wyspy.

Obrazek

Niedziela to mozolna droga na północ wzdłuż brzegów Fuerteventury. O północy wchodzimy do przesmyku między wyspami. Pada propozycja, żeby na kilka godzin wejść do któregoś portu na Lanzarote, spotyka się jednak ze stanowczym protestem większości załogi. Dość już mamy portów, chcemy płynąć! Jednak w środku nocy frakcja zwolenników odpoczynku niecnie wchodzi do Puerto Calero.

Obrazek

Kilka godzin oczywiście nie kończy się rankiem. Po obowiązkowym prysznicu i przestawieniu łódki na wyznaczone dla nas miejsce, krótki spacer po mieścinie. Białe domki wzdłuż ulic obsadzonych palmami i wulkaniczne góry w tle. Jedyny interesujący obiekt (ale tylko dla mnie) to hotel, w którym ponad rok temu pracowała moja córka. No i tutejsze wróble, które ćwierkają inaczej niż nasze. Później lądujemy oczywiście w knajpie. Jedno piwo, drugie... W ten sposób wypływamy dopiero po obiedzie.

Puerto Calero
Obrazek
Obrazek

Śródziemnomorski wróbel
Obrazek

Wreszcie wypłynęliśmy! :D
Obrazek

Obrazek



Za ten post autor Moroszka otrzymał podziękowania - 2: Janna, Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 10 cze 2019, o 23:05 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 mar 2014, o 15:15
Posty: 597
Podziękował : 739
Otrzymał podziękowań: 364
Uprawnienia żeglarskie: Mam ;)
Kolejne dni niewiele się od siebie różnią: przeważnie słonecznie, dość ciepło. Halsujemy pod wiatr, długo jeszcze mając na horyzoncie Lanzarote. Płyniemy ostrym bajdewindem, w dużym przechyle. Walkę z grawitacją znoszę znacznie gorzej niż bujanie. Już kilka godzin takiego kursu wprawia mnie w irytację, a co dopiero kilka dni... Szczególnie że łódka, chociaż komfortowa, nie jest dostosowana do pływania w takich warunkach – brak uchwytów, choćby przy kambuzie (umieszczonym na jednej burcie), w toaletach, w kabinie, szerokie koje bez sztormdesek. Upiorne dźwięki wydawane przez uderzający o fale laminatowy kadłub wywołują traumatyczne wspomnienia i nie pozwalają się wyspać. Obiecuję sobie, że następny urlop w górach!
Po czterech dniach Mateusz, zaniepokojony stanem zdrowia jednego z załogantów z ciężkim przypadkiem choroby morskiej, podejmuje decyzję o zawinięciu do jednego z marokańskich portów. Na wieść o tym Krtek ożywa i stanowczo protestuje – żadnych portów! Płyniemy więc dalej - ale następnego dnia, w sobotę, Neptun trochę odpuszcza. Morze jest spokojniejsze, słoneczko, relaks, delfiny, no i kambuz zaczyna normalnie pracować. Może z tymi górami to przesada?... ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jacht spisywał się dzielnie, ale hiszpańska banderka nie dała rady :D
Obrazek

W niedzielę robi się już całkiem lajtowo – najpierw jajecznica, potem bierzemy się za porządki. Robi się gorąco
(w końcu czujemy bliskość Afryki), zaczynamy plażowanie. Dla ochłody wyciągamy z lodówki szampana – mamy przecież zaległe urodziny Mirka i Iwony. Brak świeżych truskawek rekompensujemy truskawkowym dżemem. ;)

Obrazek

Obrazek

W poniedziałek trochę się rozwiewa. Jest już chłodniej, mimo bliskości afrykańskiego brzegu. Wieczorem mijamy rząd sieci rybackich, oświetlonych niczym miejski deptak, a w bryzgach wody przy burcie pojawia się fosforyzujący plankton. Iwona serwuje na kolację furę placków ziemniaczanych, przeczuwając, że załoga musi się najeść na zapas. ;)
Rankiem wieje już mocno, fale są coraz większe. Pod koniec naszej przedpołudniowej wachty mamy już regularną ósemkę, a w porywach 9B. Piź..i jak zimą na Przełęczy Karkonoskiej, nad falami zasuwa wodny pył. Wpadliśmy w sztormowy język przy gibraltarskiej gardzieli.
O obiedzie nie ma mowy – zjadamy resztki placków na zimno. Wieloryb usiłuje dostać się do lodówki, ale skośna podłoga nie dopuszcza – po kawałek wędliny musi odbyć pielgrzymkę na kolanach. ;)
Próbuję zasztauować się w kabinie, ale materace jeżdżą na wszystkie strony. Zaczyna się dziwna huśtawka, rzuca mnie gwałtownie raz na jedną, raz na drugą burtę – to „Stasiek”, nasz autopilot odmówił współpracy.
Rezygnujemy z próby przepłynięcia Cieśniny Gibraltarskiej i kierujemy się na Kadyks, a właściwie na niewielką marinę Puerto Sherry.
O 16-tej znów nasza wachta i moja kolej zastąpić strajkującego „Staśka”. Kocham sterować, ale utrzymanie się przy tym przechyle na śliskim, zalewanym przez fale laminacie jest nie lada sztuką. Konstruktor nie przewidział żadnego oparcia na stopy. Wiatr zelżał do 7-8B, ale płyniemy teraz półwiatrem i duże, posztormowe fale mamy z boku. Próbuję je omijać, ale któraś załamuje się nade mną. Budzę się na podłodze, zaplątana wąsem w koło sterowe. Po kolejnej chłopcy zbierają mnie spod stolika w kokpicie. Wreszcie Piotruś przypina mnie na sztywno drugim wąsem do knagi i steruję siedząc bokiem na burcie. Trochę niewygodnie i płynąca po burcie fala regularnie obmywa mi pupę, ale chociaż bezpiecznie. Chyba taką właśnie pozycję dla sternika przewidział konstruktor – jest tu delikatna podpórka na stopy, odkrywam nawet miejsce na szklaneczkę z drinkiem. Pewnie wygodne – ale nie przy siódemce.
Dopóki płyniemy morzem jest ok. Kiedy jednak o zmroku manewrujemy przy Kadyksie, boczna pozycja ogranicza widoczność, a słona przybojowa fala ciągle zalewa oczy – pod powiekami mam już ogień. Próbuję stać, ale ślizgam się jak po lodowisku. W końcu oddaję ster Mateuszowi.
W główkach portu niespodziewanie stajemy na mieliźnie – ostrzegająca przed nią kardynałka nie świeci się (podobno od dłuższego czasu). Na szczęście stoimy na „miałkim” i udaje nam się zejść. Cumujemy przy kei „meldunkowej” obok biura portowego – nie mamy siły i ochoty szukać po nocy miejsca. Rozwieszamy mokre rzeczy na prowizorycznie rozciągniętych w mesie linach i wznosimy toast. Jest czym – na stół wędrują urodzinowe flaszki Ingi i Mirka. Wieczór nie przeciąga się jednak zbytnio – zmęczenie daje o sobie znać.

Obrazek



Za ten post autor Moroszka otrzymał podziękowania - 2: Janna, Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 11 cze 2019, o 14:13 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 mar 2014, o 15:15
Posty: 597
Podziękował : 739
Otrzymał podziękowań: 364
Uprawnienia żeglarskie: Mam ;)
Środa to już pełen relaks – na początek prysznic (po 9-ciu dniach!). Rita miała, co prawda, 4 łazienki, ale z oszczędności wody mieliśmy przyzwolenie tylko na mycie zębów, chociaż były osoby podejrzane o potajemne dokładniejsze ablucje. ;) Później śniadanie ze świeżymi bułkami (ostatnie okruchy śląskiego chleba zjedliśmy poprzedniego dnia), piwo lub spacer po okolicy. Po południu przestawiamy jacht i wybieramy knajpę na wypasiony obiad, bo chociaż nasze jachtowe obiadki z Bergera* były całkiem smaczne i okazały się nad wyraz trwałe, to jednak zamarzyła nam się odrobina luksusu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Następnego dnia planujemy wypłynąć do La Linea. Jednak rano prognozy są dalej mocno niekorzystne. Część załogi jest przeciwna. Rita spisała się w sztormie całkiem dobrze, ale nie są pewni, czy wykorzystaliśmy już limit pecha na tym rejsie. Niepokoją zwłaszcza znajdowane gdzieniegdzie niewiadomego pochodzenia śrubki. Zapada więc decyzja – koniec rejsu! :-( :-( :-( Miejscem wymiany załóg będzie Puerto Sherry.

Trochę rozczarowana, postanawiam spędzić ten dzień jakoś konstruktywnie. Kilka osób decyduje się na zwiedzanie Kadyksu. Najbliższy transport do miasta jest z pobliskiego miasteczka Santa Maria. Prowadzi do niego kilkukilometrowa promenada wzdłuż przepięknych plaż. Do Kadyksu dojeżdżamy autobusem – promy są odwołane ze względu na pogodę. Kilkukilometrowy spacer trochę nas zmęczył, zasiadamy więc do obiadu. Zamawiamy egzotycznie brzmiące potrawy, dostajemy jednak dania wyglądające całkiem swojsko – to, co miało być szparagami, okazuje się fasolką szparagową, a pozostałe potrawy przypominają do złudzenia kaszankę (czarna paella) i jajecznicę. :lol:
Później spacer wąskimi uliczkami miasta i malowniczym nabrzeżem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Zafascynowały mnie rosnące w kilku miejscach ogromne drzewa (figowiec wielkolistny – Ficus macrophylla)
Obrazek

Obrazek

Słynny park niestety był zamknięty.
Obrazek

Na kwietnikach rosną palmy :)
Obrazek

Wśród tutejszych gołębi zdarzają się dziwne osobniki ;)
Obrazek

Obrazek

A w parku można spotkać spacerujące pomniki :D
Obrazek

Obrazek

Obrazek



Za ten post autor Moroszka otrzymał podziękowania - 4: Inga, Janna, sirapacz, Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 11 cze 2019, o 15:04 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 mar 2014, o 15:15
Posty: 597
Podziękował : 739
Otrzymał podziękowań: 364
Uprawnienia żeglarskie: Mam ;)
Po powrocie na jacht trafiamy niespodziewanie na wieczór pożegnalny. Nasze ślonskie chopy zamierzają wyjechać do Malagi dzień wcześniej, żeby przygotować się godnie na przyjęcie swoich kobiet i dzieci – w planie mają tygodniowy urlop z rodzinami. Zapewniają transport wynajętym autem, więc zabierają się z nimi Bulaj i Iwona. Ja jestem oporna – nie chcę dwóch dni spędzać „na walizkach”, wolę spędzić piątek wypoczynkowo.
Mimo sprzeczności interesów wieczór kończy się wesołą zabawą z tańcami.

W piątek zostaje nas tylko trójka. Jest pochmurno i chwilami troszkę pada, więc z plażowania nici, musi wystarczyć relaks na jachcie. Mirek zaskakuje nas kulinarnym talentem.
Sobota wita nas burzą o piątej rano. Trudno już później zasnąć, więc mamy sporo czasu na spokojne śniadanie. Do Malagi udaję się w pojedynkę, bo Marek i Mirek zostają na drugi etap. Autobusy są tylko z Kadyksu, nie za często i drogie, ale znajduję blablacar za jedyne 10 euro z pobliskiego Santa Maria. Jadę z trzema sympatycznymi, bardzo młodymi Hiszpanami. Wysadzają mnie tuż obok domu wynajętego przez naszych chłopaków. Zjadam pożegnalny obiad z Piotrkiem, Elą i Krtekami, potem podwożą mnie na lotnisko. Pora wracać do szarej codzienności. :-(

Nasza trasa. Mimo licznych przeszkód nawinęliśmy 1123 mile (no i trochę na Kapitanie2)
:D

Obrazek


* Relacja zawiera lokowanie produktu ;)



Za ten post autor Moroszka otrzymał podziękowania - 6: Aucuba, Inga, Janna, Maar, sirapacz, Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 lip 2019, o 10:12 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 20 cze 2005, o 07:24
Posty: 2635
Lokalizacja: Lublin
Podziękował : 276
Otrzymał podziękowań: 263
Uprawnienia żeglarskie: kpt.j.
Uzupełnie tylko. Nowa załoga która wylądowała w Maladze do Porto Sherry przybyła tym samym wynajętym samochodem. Sztorm w Gibraltarze wreszcie sie wydmuchał i moglismy ruszyć w dalszą drogę. Po drodze La Linea ( Gibraltar ) Benalmadena ( bo trzeba było wymienić butle gazową). oraz Cartagena. Tu dodatkowy dzień postoju bo sztormik ( tym razem z zachodu ) jednak sie obudził. Dalej juz z górki - Eivisa I Palma de Mallorca. Po drodze jeszcze dwa postoje na kotwicy. Tu już lajcik.


Załączniki:
rita2m.jpg
rita2m.jpg [ 123.1 KiB | Przeglądane 5463 razy ]
rita1m.jpg
rita1m.jpg [ 145.12 KiB | Przeglądane 5463 razy ]

_________________
Stopy wody pod tym, no, kilem!

Biały Wieloryb czyli...
(Marek Popiel)

http://whale.kompas.net.pl

Za ten post autor WhiteWhale otrzymał podziękowanie od: Szpiszpak
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 14 lip 2019, o 07:50 

Dołączył(a): 1 sie 2012, o 18:42
Posty: 16
Podziękował : 12
Otrzymał podziękowań: 8
Uprawnienia żeglarskie: sternik jachtowy
Dziękuję za opis rejsu, widzę, że ciekawa przygoda. Na Sifu z tego co wiem, wszystkie plany na ten sezon z wyprawą na Islandię zostały odwołane. Czy mógłbym uzyskać trochę więcej informacji, jak w 2019 roku w ciągu jednego rejsu dwa razy wchodzi się na podwodne skały i mielizny? Bo ten fragment mnie trochę zaciekawił :)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 15 lip 2019, o 10:04 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 20 lip 2009, o 20:59
Posty: 4260
Podziękował : 93
Otrzymał podziękowań: 169
Uprawnienia żeglarskie: jsm, msm
Miło się czytało :) ale w sumie to się cieszę ze zostałam w domu bo zapewne bym zawału dostała :P

Dzięki Dorcia za relacje!


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 11 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 22 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL