Opowieść nie będzie stricte żeglarską. Nie będzie również opisywała moje osobiste przeżycia. Ale: będzie związana z morzem. W dodatku będzie opowieścią opartą na faktach. Aby było jeszcze ciekawiej, będzie o drodze naszych dziewczyn na morze. Tu chciał bym się zastrzec, że będzie to przedruk z książki Macieja Krzeptowskiego zatytułowanej " Pół wieku i trzy oceany" a ponieważ Krzeptowski był wielkim przyjacielem Ludomira Mączki a w swoim czasie /2000 - 2003/ prowadził jacht "Marię" w rejsie wokół ziemskim, - uważam, że całkiem od tematu 'żeglarstwa nie odbiegnę. Pani Elżbieta Trzeciak - Zawadzka jest jedyną w polskiej flocie rybackiej kobietą, która zdobyła dyplom kapitana żeglugi wielkiej rybackiej. Opowiada jak do tego doszło:
Już w X klasie liceum miałam pomysł, by pływać, by uciec z włókienniczej, fabrycznej Bielawy. Moim wzorem była Danuta Walas - Kobylińska. W owym czasie uczniowie szkół morskich byli skoszarowani, nosili prawdziwe mundury. Byla gimnastyka,apele, dyżury i służby. W tym systemie nie było miejsca dla dziewczyn. Podjęłam więc studia na Wydziale Rybactwa Morskiego w WSR w Szczecinie, by po ich ukończeniu pływać jako technolog. Pojechałam na praktykę wakacyjną na Hel, trzy tygodnie pływałam jako praktykant na kutrach - póżniej, już jako rybak zostałam na kolejny miesiąc. Kiedyś weszliśmy z rybą do Gdyni a że dobrze zarobiliśmy, szyper zabrał mechanika i mnie do "Georga" na kolację. Gdy wracaliśmy nocą na kuter, stojąca w bramie strażniczka, mierząc do mnie z karabinu, wrzasnęła; " A ty kurwo dokąd!? ". Nie było żadnego tłumaczenia, musiał szyper iść na kuter po musterolę. Przechodząc w końcu przez bramę portu, usłyszałam na pożegnanie; " Koniec świata! - baby na kutrach pływają! " Cały czas czyniłam starania w ministerstwie, by zezwolono mi studiować w Wyższej Szkole Morskiej. Ministrem był wtedy Jerzy Szopa. Któregoś dnia dostałam wiadomość, że do WSM przyjeżdża dyrektor kadr Jan Brzózka. Kilka godzin tkwiłam przed gabinetem rektora. Wreszcie, gdy Brzózka się pojawił, uczepiłam się jego rękawa i wygarnęłam wszystko. Brzózka klepnął mnie w ramię o powiedział; nie martw się. Droga do WSM stanęła przede mną otworem. Zaliczyłam brakujące przedmioty i odbyłam tzw. kandydatkę na " Nawigatorze". Po III roku popłynęłam " Lużycą " do Casablanki a po IV roku na " Likodynie" z kapitanem Wincentym Kuriatą odbyłam siedmiomiesięczną praktykę połowowa na Georges Bank. W 1975 roku rozpoczęłam pracę w "Gryfie" skąd miałam fundowane stypendium. Dyrektor Gąsior, polecił zamustrować mnie na " Likosara " którym dowodził kapitan Janusz Janus. Z nim popłynęłam na Namibię i tak rozpoczęło się moje prawdziwe pływanie.
Stare to co prawda dzieje. Dzisiaj zawód ten pozostał szczątkowym a polskie rybołówstwo dalekomorskie nie istnieje. Pozostali ludzie i ich jakże ciekawe a poplątane drogi w dążeniu do morza. Stary praktyk - który w latach 1965 - 1972 też się w te klocki bawił.
|