Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 26 lis 2024, o 08:26




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 17 lut 2010, o 09:14 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 5 kwi 2009, o 07:51
Posty: 121
Lokalizacja: Helgeroa
Podziękował : 11
Otrzymał podziękowań: 9
Uprawnienia żeglarskie: zeglarz
W innym temacie padlo pytanie o opis wyprawy do Ameryki Pld....
Na biezaco mozna sledzic relacje z Selmy tu:
http://www.selmaexpeditions.com/newsy.php?lang=1

Czytac od konca! 8)

"The End

2009-03-24
1600 LT Puerto Williams
Ostatnia relacja Stasia opisująca grozę kaphornerów baru Micalvi i tego co potem nastąpiło zaginęła. Niestety nie jestem w stanie tak poetycznie oddawać nastroju końca rejsu jak Staś. Znowu coś się skończyło. Teraz, po czterech uroczych wieczorach w Ushuaia na Ceracie u Felipe, po załadowaniu żarcia, paliwa z beczek i wody znów stoimy na boi w Puerto Williams. Odebrane prognozy nie wróżą łatwego opływania Hornu. Czekamy na otwarcie baru. W mesie atmosfera ponuro-czytelnicza.
via tel. sat. Piotr Kuźniar

2009-03-20
2000 LT Ushuaia
17.03 szczęśliwie dopłynęliśmy do Puerto Williams. Degustacja tutejszego tradycyjnego pisco szła nam dobrze, szczególnie przy dźwiękach gitary, którą Troll i Piotr dzielili się sprawiedliwie, a Irek prowadził śpiew na głosy. Oko całkiem nie-ukrytej kamery obserwowało nas wytrwale, podobnie zresztą jak żeglarze zebrani w Micalvi (jedyna w swoim rodzaju knajpa żeglarska na częściowa zatopionym statku). Nieraz odzywały się brawa. Jeszcze przed świtem wypłynęliśmy w stronę Ushuaia, by po południu szczęśliwie zakończyć rejs w zaplanowanym porcie. Wieczorem po raz kolejny degustowaliśmy przysmaki z grilla w ulubionej miejscowej knajpie na Ceracie.
Ania Buu już po powrocie do kraju

2009-03-17
1830 LT Puerto Williams
Dziś epokowe wydarzenie. Weszliśmy w zasięg telefonii komórkowej. Pip, pip, pip przychodzą sms-y. Próbuję sobie przypomnieć jak dzwoni moja komórka. Poddaję się po chwili bo i też ten oddech cywilizacji gaśnie bardzo szybko. Lecimy jak na skrzydłach na zrolowanej częściowo gieni, chwilami z prędkością 10 węzłów. Jak tylko się robi naprawdę fajnie interweniuje boss i dokładamy parę obrotów na rolerze gieni. Trudno, 8 węzłów musi wystarczyć. Śpieszno nam do Puerto Williams, słynnej tawerny kaphornowców, do baru z pierogami i odprawy granicznej. A pogoda dziś po prostu cud. Świeci słońce takie, że nawet do dziesięciu minut bez sztormiaka można wytrzymać na deku. O 1700 lokalnego czasu zacumowaliśmy w Puerto Williams na boi. W porcie ciasno ale pogoda nadal ładna. Na obiad była ogromna sterta steków z remanentu magazynku w forpiku. Znalazła się też nadprogramowa butelka wina. Już naprawdę ostatnia. Jutro rano start do Ushuaia bo pierwsze odloty są zaplanowane już na wieczór 18-tego marca.
Relacja Stasia i Piotrka.
P.s. od Waldka. Życzenia urodzinowe dla Xeni.
via tel. sat. Ania Buu

2009-03-16
1800 LT Kanał Beagle'a
Pisze Staś. Po wielu dniach przerwy udało mi się dopchać do pisania relacji. Uściski i całusy dla moich dziewczyn a największe misiaczki dla mojej smakowitej żony. Wracamy powoli do domu z tego miejsca gdzie diabeł mówi dobranoc a psy szczekają..., wiadomo czym szczekają. Brakujące 16000 kilometrów pokonujemy pod deszcz i wiatr w tempie sześciu knotów. Mijamy oczywiście lodowce ale teraz tylko te najbardziej wypasione przyciągają na chwilę atencję i to nie wszystkich. O wodospadach to już nawet nie wspominam. Foki? E tam, wieloryby... a jest ich więcej niż trzydzieści w stadzie? Trwająca wciąż orgia kulinarna pobudza jeszcze jako tako zmysły ale jak już wspomniałem bez kaparów to nie to samo. Wczoraj ogarnęliśmy też cały, pozostały na jachcie alkohol. Najwyższa pora wracać. Pisze Piotr W.: Próbujemy również zaklinać na różne sposoby korzystny wiatr, leżymy na kojach, czytamy i jemy wyszukane drugie śniadanie. Larsen na swojej wachcie zaklina nawet bardziej aktywnie. Wciągnął genuę i twardo próbuje uzyskać chociaż trzy węzły prędkości. Pada deszcz a regułą w tym rejsie staje się to, że jak stawiamy żagle to maksymalnie po godzinie ktoś na górze wyłącza nam wiatr. Ale jak to było w filmie, wiatru nie ma ale też jest zaje...
via tel. sat.
2009-03-15
1400 LT Kanał Beagle'a, Brazo Sudoeste
Na początek opowieść nieznanego autora. Niesamowite spotkanie. Do naszej burty, longside cumuje jacht pod banderą brazylijską. Z pokładu machają nam żeglarki, jak się później okazało, kadrowiczki brazylijskie. Zapraszają nas na pokład. Piękny, luksusowo urządzony salonik z kanapami, poduszkami i muzyką. Pijemy calpirinię i gadamy. Nagle słyszę wołanie: wachta, wachta. Podrywam się do góry i walę głową w sufit, ała! Wstawaj, twoja wachta, słyszę. Czar pryska. Na zewnątrz bez zmian. Zimno, choć nie pada. Ani śladu brazylijskiej jednostki. Jest za to sporo kry i albatrosy. Mimo niemiłego przebudzenia, wachta całkiem przyzwoita. Wprawdzie próba płynięcia pod żaglami skończyła się już po godzinie ale spokojne wody zachęciły dyrektora okrętu do rozpętania porządków. Odbyło się mycie pokładu, szycie foka, które robili Ania i dyrektor obiektu pływającego, oliwienie zawiasów. Troll zaszył się w trolowni i na kolanach długo i namiętnie zajmował się filtrami paliwa oraz przetwornicami prądu. Tylko dlaczego robił to po portugalsku? Zacumowaliśmy pod wieczór w kolejnej spokojnej zatoczce. Kapitan udał się na treking, z którego wrócił senny i niechętny spożywaniu kolacji.
P.s. Piotr W. pozdrawia tych, którzy na to zasługują i tęskni za tymi, za którymi tęskni.
via tel. sat.

2009-03-14
1000 LT Kanał Beagle'a
W deszczu i silnym wietrze wyruszyliśmy rano. Procedura wycumowania Selmy była brr, bolesna. W drugiej połowie dnia przestało padać co wyzwoliło ciąg szalenie interesujących zdarzeń. Pierwsze - zwiedziliśmy kolejny lodowiec w dość wąskim fiordzie. Drugie - znaleźliśmy kolonię fok uchatek. Trzecie - zrobiliśmy slalom pontonem pomiędzy krami lodu. Czwarte. Kapitan zmienił fryzurę na typ szalony kogut z lekkim irokezem. Strzygł go bosman czyli Troll. W wyniku ostatniego wydarzenia kapitan zarządził sesję zdjęciową reklamującą wyprawy Selmą. Na dużej krze rozstawiliśmy krzesło i stół. Na stole postawiliśmy wino, szklanki i laptopa a za stołem zasiadł dyrektor okrętu w okularach przeciwsłonecznych z gazetą w ręku. Na koniec zaparkowaliśmy w wąskiej i płytkiej zatoczce. Procedura kotwiczenia Selmy trwała półtorej godziny. Staś zdobył sprawność pająka i utopiliśmy krótkofalówkę. Wczoraj w kokpicie było 6st a w mesie przy całej załodze chuchającej na termometr 15st. Serdeczne życzenia urodzinowe dla mamy Maćka. Waldek domaga się sms-a od swoich suk. Irek pozdrawia Basię i Tomka a Koker tęskni za Beatką, Karolinką i Dagmarką.
via tel. sat.

2009-03-13
2100 LT Kanał Beagle'a
Motywem przewodnim dzisiejszego dnia jest deszcz. Ciemne patagońskie niebo serwuje nam deszcz na tysiąc sposobów. Bez żadnych ograniczeń. Deszcz ze śniegiem, z gradem, sam deszcz, zimny deszcz, bardzo zimny deszcz. Temperatura spadła na pysk tak samo jak ciśnienie. Już wiem co to są te słynne południowe, przelatujące jeden za drugim niże. Dramat. Mimo deszczu w różnych jego odmianach ekipa wysokogórska w składzie Piotr czyli kapitan, Ania i Troll wybrała się na wycieczkę. Rano Piotr rozejrzał się po okolicznych szczytach. Popatrzył i wydumał. Idziemy tam, po tym zielonym i dalej granią do góry wodospadem a może dalej. Tędy powinno dać się wejść. Gdy większą grupą wdrapaliśmy się na najbliższe wzniesienie, ktoś z niedowierzaniem zapytał się czy faktycznie zamierzamy wspinać się do zamierzonego celu. Pogoda co prawda nam nie pomagała, babie lato najwyraźniej się skończyło. Ale cel został osiągnięty. Na szczycie zjedzono batoniki i wypito zwyczajową herbatę. Zadowolona i mokra jak nieszczęście ekipa górska wróciła na pokład trochę później niż przewidziano. Na szczęście steki podane niebawem napełniły błogością żołądki załogi i uśmiech pojawił się na dłużej. Tym bardziej że uzupełniono je deserem w postaci kawa, herbata, ciasteczka. Na noc zostajemy na cumach w zatoce. Bladym świtem planujemy ruszyć dalej.
P.s. Pozdrowienia i najlepsze życzenia od Tomka dla mamy z okazji imienin. Całuski i buziaki.
via tel. sat. Ania Buu




2009-03-12
2000 LT Kanał Beagle'a
Dzisiaj jesteśmy jeszcze dalej niż wczoraj. Noc spędziliśmy dręczeni koszmarami ponieważ kapitan zapowiedział na rano agresywny treking w góry. Opatrzność na szczęście zlitowała się nad udręczoną załogą Selmy. Silny wiatr wygania nas z zatoki i trzeba płynąć. He, he, na razie załoga górą. Cały dzień oglądamy lodowce. Podpływamy do pierwszego i przypominamy sobie twierdzenie Talesa. 65 metrów wysokości ściany lodu. A na szczycie stoi miś polarny i przyjaźnie macha łapą. Ten opuszczamy i płyniemy pod następny. Kapitan osobiście wybiera miejsce do lądowania, które okazuje się pułapką i niektórzy badają temperaturę wody sięgającej akurat do pasa. Załoga- 1 osoba, kapitan-1 osoba. Zbieramy lód do drinków bo dziś znowu okazja. Imieniny Grzesia. Kokerowi życzymy więc wszystkiego co najlepsze a do Polski przesyłamy życzenia dla mojego Taty, Kula i Grzesia Jaworskiego.
Relacja Stasia.
via tel. sat. Ania Buu

2009-03-11
1900 LT Kanał Beagle'a
Jesteśmy w samym środku niczego. Zgroza. Poprzedniego dnia zlot awarii.
1) Nie możemy spienić mleka do kawy co wpłynęło fatalnie na nastrój kapitana.
2) Skończył się sos sojowy i nie było w czym maczać suszini z congera.
3) Wyszły kapary i nie chcą wrócić.
Nie poddaliśmy się jednak. Wieczorem mieliśmy orgię kulinarną. Mule zbierane na plaży nadal wiodą prym. Po kolacji zrobiliśmy ognisko, które przygotował Larsen (Maciek). Napoje pomogły podnieść poziom śpiewania. Ranek też nie był w 100 procentach neutralny. Tym bardziej, że lato się skończyło i z czarnej chmury zerwała się poranna bryza. A skiper (w fatalnym nastroju z powodu spienionego mleka) zabrał nas na wycieczkę. Oddajemy głos Jackowi:
Dla kapitana frajda to duża
kiedy załogę w bagnie unurza
a błysk radości gości mu w oku
gdy ktoś na dupie zjedzie ze stoku.
Tak o kondycję naszą dba dzielny
wciąż uśmiechnięty Piotr K., wódz Selmy.
Po spacerze wyruszyliśmy z Calety Olla i rozpoczęliśmy następny rozdział "wielkiego żarcia". Dziś wachta kambuzowa podała rybę pieczoną z warzywami. Trzy duże congery nabyliśmy wczoraj u rybaków.
Relacja Stasia.
via tel. sat. Ania Buu

2009-03-10
1700 LT Kanał Beagle'a Caleta Olla
Płyniemy coraz dalej od domu kursem 270 stopni. Absolutnie gładkie wody kanału są teraz, przy mdłym świetle księżyca praktycznie czarne. Miarowy odgłos maszyny przenosi nas czterdzieści lat wstecz i 16000 kilometrów stąd, na rzekę Mekong. Płyniemy w samo jądro ciemności na spotkanie z pułkownikiem Kurtzem. Mijane wraki i dżungla upewniają nas że naprawdę jesteśmy na misji. Kapuśniaczek pomaga jednak wachcie ochłonąć. Szybciutko teleportuje ich w XXI wiek na wody Brazo Noroeste a mnie i pozostałych do koi. Udanej wachty chłopaki. Ranek przynosi słońce i wita nas na kotwicy w zatoce Olla (Caleta Olla). Z piosenką na ustach ruszamy na awanturniczą wyprawę na lodowiec. Błoto po kolana. Co za widoki. Już teraz wiadomo że żadne zdjęcia tego nie oddadzą. Więc sobie nie róbcie nadziei. Trzeba niestety zapakować polar i samemu przyjechać. Wszyscy byli dzielni więc w nagrodę dostaliśmy piwo, wino, ciastka i kawę. Dziękujemy Ci Jacku.
P.s. Waldek pozdrawia Psiunię,... i swoje suki (część pozdrowień niestety nieczytelna).
P.s. II A dziś znowu mamy na kolację świeże mule.
via tel. sat. Staś



2009-03-09
1800 LT Kanał Beagle'a Caleta Mejillones
Wróciliśmy do Kanału Beagle'a. Normalnie Mazury. Słoneczko, słaby wiaterek, zrobiło się ciepło. Przed południem, jak na Mazury przystało, rzuciliśmy haka w miłej zatoczce. W takiej oto sprzyjającej aurze załoga dokonała przewietrzenia jachtu, zaaplikowała sobie zaawansowane czynności higieniczne - wiaderko wody na pokładzie, a na końcu spożyła garść świetnych muli. Zebraliśmy je chwilę wcześniej na brzegu i Troll je przyrządził. A teraz kończymy relację bo podano wołowinę po meksykańsku.
Wieczór i Ania
P.s. I polano czerwone wino a w piekarniku siedzi chleb na kolację. Dzisiaj jest to relacja Grześka ponieważ Staś jest od rana zajęty w kambuzie i nie bardzo może z niego wyjść.
via tel. sat. Ania Buu

2009-03-08
1900 LT Isla Hornos
Dwadzieścia lat temu siedzieliśmy gdzieś w szuwarach na mazurach i snuliśmy marzenia o Hornie. Że to taki żeglarski Everest, że tylko najtwardsi, że tak tam strasznie że ho,ho. Kto opłynął Horn znaczyło że jest takim twardzielem, że może "sikać pod wiatr". No więc sprawdziłem, nie może. Samo zdobycie Hornu było dość prozaiczne. Przepuściliśmy przodem dwa wielkie pasażerskie statki i odczekaliśmy aby nam kadru nie psuły. Potem każdy zrobił po trzysta zdjęć z cyklu "Ja na tle..". Na zakończenie jeszcze zrzuciliśmy ponton i wykonaliśmy udany desant koło latarni. Przeurocze córeczki latarnika wbiły nam mnóstwo pieczątek do paszportów i książeczek żeglarskich. A z okazji Dnia Kobiet przesyłamy wszystkim naszym dziewczynom buziaki i uściski. W sensie każdy swojej przesyła.
via tel. sat. Staś

2009-03-07
1800 LT Caleta Martial
Wyposażeni w zarpę czyli pozwolenie na pływanie opuszczamy Puerto Williams. Pogoda jakiej nie znamy czyli bezchmurne niebo, brak wiatru i ciepło. Płyniemy na silniku w stronę oceanu a wieloryby majestatycznie przewalają się wzdłuż burt. Nocą już tak pięknie nie jest bo deszcz musi kiedyś w końcu padać. Ale nie jest to moje zmartwienie bo moja wachta jest dopiero nad ranem. Rano mamy dobre pływanie przy tężejącym, północnym wietrze. Dobre pływanie kończy się gdy wiatr przekracza 8 B a przy Hornie 10. Chmura czyli innymi słowy groźnie wyglądający obłok sypie gradem i to dopełnia czarę. Chowamy się w zatoce jakieś 20 Mm przed celem. Tuż po rzuceniu kotwicy wychodzi słońce i świeci do końca dnia. Horn nam pierwszy raz zagrał na nosie. Ale nie ma tego złego. Wiśnia ma urodziny. Na stole pojawia się tort, Old Smuggler i parówki. Sto lat, sto lat niesie się po wodach zatoki a zdziwione pingwiny przekrzywiają łebki próbując zrozumieć.
via tel. sat. Staś

2009-03-06
1200 LT Puerto Williams
Wciąż leje. Ciemno jak wiadomo gdzie i u kogo. Z naprzeciwka płynie duży statek wycieczkowy. Coś mi mówi, że ogrzewanie u nich działa wydajniej niż nasze. Nie spieszymy sie i odkładamy w prawo na tor podejściowy do Puerto Williams. Czeka tu na nas przytulna keja, za którą posłużył na pół zatopiony transportowiec. Tej nocy zauważyliśmy, że było chłodniej niż poprzedniej (kapitan wprawdzie tego nie zauważył - jego zdaniem jest wciąż tak samo przytulnie). Noc brzmiała koncertem na puzon, tubę i alarm kotwicowy z gpsa. Za to ranek pachniał jajecznicą na boczku. I to bez cebuli! Szybki klar po śniadaniu, pieczątki w paszportach (w końcu jesteśmy teraz w Chile), kwity celne i czas wolny. Ruszamy żółtym szlakiem - niestety pod górę. Dość szybko przychodzi refleksja, a po niej zwrot przez rufę i chwilę później siedzimy w restaurant fuente de soda, czyli połączenie baru mlecznego z budką z zapiekankami z dworca PKS w Wyszkowie. Co z tego skoro mają tu 2 kominki i dają taka zupę rybną, że nawet miejscowe pingwiny wpadają tu na lunch. Jeszcze tylko empanadas (z dokładnością do pisowni) i spadamy w stronę Cabo de Hornos.
via e-mail Staś


2009-03-05
1200 LT Ushuaia
Witamy na Selmie. To My - nowa załoga. Pogoda w Ushuaia zaskoczyła nas bardzo pozytywnie. Deszcz spadł dopiero drugiego dnia i do tego po południu. A śniegu w tym deszczu prawie w ogóle nie było. Płyniemy! Rękawiczki narciarskie przemokły przy pierwszym wybieraniu genuy. A tu mi kapitan mówi, że do wybierania szotów to lepiej je zdjąć. Super - i tak mam jeszcze 2 zapasowe pary. Obiad to dzisiaj podano taki, ze respect. Jakie to szczęście, że tu w kanale Beagle'a to wcale nie buja i są naprawdę duże szanse, że ten obiad dowiozę do Puerto Williams co najmniej. Wieczor zabronił pisać kto ten obiad stworzył - no i dobrze, nie napisze - za to zmywanie to prawdziwy dramat. Podobno tu gdzie teraz jesteśmy to i tak jest cieplejsza woda niż tam gdzie płyniemy, więc mam sie cieszyć. Na koniec jeszcze podział wacht. Na pewno jest w nim jakiś klucz, ale na razie nie potrafię go złamać. Najważniejsze co z tego podziału wynika, to że do 8 rano jutro nic nie muszę robić. Życie potrafi być naprawdę piękne.
via e-mail Staś

The Beginning."

Bylo Bosko. I uwierzcie mi ktos kto twierdzi, ze Horn to tylko cos do "zaliczenia" albo tam nie byl, albo mial oczy szeroko zamkniete.
Ja nie moge przestac myslec by tam wrocic...

_________________
Maciej Sokolowski
(Falcon aka Larsen)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 56 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL