Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
The Youngs' Gift https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=4553 |
Strona 1 z 5 |
Autor: | Maar [ 22 mar 2010, o 15:59 ] |
Tytuł: | The Youngs' Gift |
Gdy usłyszałem: "sztyft na bagen, dolny, górny, biorą, bram powoli, bombram stoi - wzieeeeeliiiiiii" uświadomiłem sobie, że to wcale nie jest tak, że mi się wydaje, że nie rozumiem tego statku. Mi się nie wydawało - ja byłem pewien, że nie rozumiem Daru Młodzieży. Pierwszy raz znalazłem się na burcie konwencyjnego statku w innej roli niż zwykły pasażer. Dziwna to była rola - w kwitach stało "Praktykant", jadłem i spałem w pomieszczeniach studenckich a na deku pojawiałem się po płynącym z wewnętrznego radiowęzła komunikacie zaczynającym się od słów: "Uwaga załoga i żeglarze...". To podkreślanie żeglarze, element inny niż załoga, w ogóle obcy na tej burcie spowodowało, że jakoś tak mało żeglarsko na początku było. Wszyscy do nas zwracali się per pan/pani (my oczywiście do załogi też stosowaliśmy taką formę), mostek był jakoś dziwnie odległy, wszystko do bólu przewidywalne i poukładane powodowało, że przez pierwszy dzień, dwa byłem jakiś taki średnio zadowolony. Sytuacja zaczęła się zmieniać gdy skruszyły się pierwsze lody, gdy załoga zobaczyła, że jesteśmy zdecydowanie bardziej sprawni na rejach niż studenci "wuesemki", że jesteśmy zaangażowani w to co robimy i jeśli coś robimy, to czynimy to z pasją. Szybko relacje uległy zmianie i w zasadzie jedynie do komendanta i starszego oficera (choć nie wszyscy) zwracali się pod koniec rejsu zgodnie z regulaminem służby na statku szkolnym s/v Dar Młodzieży. A jaki był ten regulamin? Ano taki całkiem różny od tego umownego regulaminu stosowanego na jachtach. Pierwsza i najbardziej rzucająca się w oczy różnica to układ wacht - na Darze (podobnie jak w całej flocie) nie ma łamanych wacht. Są trzy wachty i od pierwszego do ostatniego dnia rejsu, służbę miałem w godz. 0800-1200 i 2000-2400 (wachta I miała każdej doby "psiaka" a II "świtówkę). Innym rzucającym się w oczy elementem była forma zwracania się per pan/pani. Kolejnym - organizacja służby. Wachta licząca 36 osób obstawia 6 stanowisk - cztery osoby na mostku i dwie w maszynie a reszta się byczy. Naprawdę na początku było dziwnie, ale każdego dnia zaczynałem rozumieć, że "tak jak jest, jest dobrze", a może nawet lepiej... Gdy organizm przystosował się do takiego "ustatkowanego" trybu, to wszystko było prostsze - 1530 szczoteczka i ręcznik w dłoń i idę pod natrysk, 0030 posiłek nocny i imprezka, 1700 drzemka. Nikt nikomu nie przeszkadzał, nikt nikogo nie irytował hałasowaniem w kubryku "bo idę na wachtę a ty śpij i nie marudź!". Dar jest duży. Dużo za duży jak dla mnie. Nawet gdy na Północnym wiało 30kn, takie w sumie pełne 7, ani razu nie poczułem tego przyjemnego uciekania pokładu spod stóp. Nawet przechył był zabijany przez chiefa w zarodku - 200 ton wody wlanej do zbiorników na nawietrznej pozwala nie obijać się o ściany na korytarzach. W ogóle te korytarze są stanowczo za długie - ileż to razy każdy z nas szedł w stronę rufy myśląc, że idzie na dziób? A gdy schodziło się na niższy pokład, to można było być pewnym, że kibelek - do którego na ten przykład się wędrowało - jest "całkiem przeciwpołożnie" Ta wielkość statku ma też zalety, gdy wiało słabo szliśmy 5-6kn, gdy wiało lepiej to dycha z logu nie schodziła. C.D.N. ale nieco później - mam wachtę w fabryce |
Autor: | Cape [ 22 mar 2010, o 19:26 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Czekamy na cdn... |
Autor: | jberry [ 22 mar 2010, o 19:42 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Jak Maar skończy to spróbuję opisać jak wygląda "DRUGI RAZ", czyli powrót na SV "Dar Młodzieży". Dodatkowo oczami "buffora" pomiędzy żeglarzami, a załogą stałą. |
Autor: | Katrine [ 22 mar 2010, o 19:52 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Ty lepiej powiedz jak było z "dzielnicy czerwonych latarni" to wreszcie będzie coś interesującego :P heh |
Autor: | boskijacus [ 22 mar 2010, o 19:56 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Witam pierwszy raz na forum W Antwerpii to żadna dzielnica, tylko uliczka i to niezadługa Jarek, czekam na Twoją opinię jak było zwłaszcza oczami łącznika i pamiętaj - bez plotek! Ja swój drugi rejs na Darze postaram się opisać jak ochłonę bo myślami jeszcze daleko jestem. Pozdrawiam |
Autor: | Maar [ 22 mar 2010, o 20:14 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Już dostałem ochrzan za zbyt wiele nudów, smutów i gówniany styl, więc obiecuję, że wieczorem (o ile nie padnę) to coś jeszcze skrobnę a tymczasem całkiem a' propos plotek - Jareczku, walnij czarną relację, pls |
Autor: | Katrine [ 22 mar 2010, o 20:46 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
oj tam ochrzan przesadzasz:P po prostu prawdę piszcie no np. ja chętnie dowiedziałabym się jakie ciała miały te murzynki? myślę że panowie też chętnie posłuchają:) |
Autor: | Banan [ 22 mar 2010, o 20:52 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Murzynki mają czarne ciała - co tu ciekawego Niech opowiadają jak to jest na takim statku - a nie murzynki Ci w głowie |
Autor: | Katrine [ 22 mar 2010, o 20:55 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
weź! na tym statku to podobno nawet nie buja to co to za statek lipa wielka toż nawet fali się nie czuje eee tam mało ciekawe to co z tymi murzynkami?:P |
Autor: | Juras [ 22 mar 2010, o 21:07 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
cape napisał(a): Czekamy na cdn... pięknie napisane - zwłaszcza te " przykłady " Juras |
Autor: | Maar [ 22 mar 2010, o 22:55 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
boskijacus napisał(a): W Antwerpii to żadna dzielnica, tylko uliczka i to niezadługa Może i niezadługa, ale wystarczająca żebyś zdążył się obślinić c.d. Wyszliśmy z Gdyni, z portu handlowego z pilotem. Boże, jak można być takim porąbańcem, żeby zmuszać Artura Króla, który jako jedyny komendant Daru wyszedł kiedyś z basenu prezydenta na żaglach do brania pilota w Gdyni?! UM ma podobnie skostniały organ decyzyjny jak PZŻ Pilot zszedł a my na dieslu pojechaliśmy w stronę Helu - Zatoka była gładka jak pupcia niemowlęcia. Za półwyspem nieco powiało - pierwszy alarm do żagli i... po naprawdę nie długim czasie nieśliśmy cały dostępny garnitur. Tak ca. 2800 metrów kwadratowych - brakowało jedynie bezana, jegera i latacza - robi wrażenie i... robi trochę potu w gaciach. Tak w ogóle, to na Darze alarmy do żagli są ogłaszane możliwie rzadko. Najczęściej zabawy ruchowe na świeżym powietrzu wykonywane są siłą dwóch wacht - tej zdającej i obejmującej. Chodzi o to, że pieniądze armator musi oszczędzać a każdy alarm to nadgodziny extrapłatne dla dwóch wacht. O właśnie - miałem napisać jak jest z organizacją załogi. Na szczycie drabiny pokarmowej jest Komendant. Podlegają mu Starszy Oficer odpowiadający za pokład, Starszy Mechanik odpowiadający wiadomo za co (do tych dwóch starszych zwraca się Panie Kapitanie), Intendent, Lekarz i R/O. Komendantowi podlegają także trzej oficerowie wachtowi. Każdy z w/w ma asystenta. Asystenci to w zasadzie studenci ostatnich lat Akademii, zatrudnieni na statku. Asystenci, podobnie jak i muzyka łagodzą obyczaje Do tego wszystkiego jest Starszy Bosman i trzech bosmanów (każdy maszt ma swojego bosmana). Oprócz tego są kucharze, piekarz, stewardzi, mechanicy, pielęgniarka, elektryk, cieśla i jeden młodszy marynarz - on ma naprawdę przechlapane i pewnie jeszcze kilka osób ale jestem zbyt zmęczony dziś, żeby sobie przypomnieć kogo pominąłem CDN |
Autor: | Stara Zientara [ 22 mar 2010, o 23:42 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Maar napisał(a): Oprócz tego są kucharze, piekarz, stewardzi, mechanicy, pielęgniarka, elektryk, cieśla i jeden młodszy marynarz Przypomnij.... Ty na Darze byłeś, czy na Gwarku? |
Autor: | gf [ 22 mar 2010, o 23:54 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Maar napisał(a): R/O Czyli radio? Załoga faktycznie niewiele mniej liczna niż na ex-Gwarku |
Autor: | jberry [ 23 mar 2010, o 11:54 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
DRUGIE PIERWSZE WRAŻENIE Wtorek wieczór. Jadę z Tadeuszem pociągiem. Na „wschodnim” przesiadka i dołączy Marek. Jedziemy już w trójkę. Przy szklaneczce rumu z colą opowiadam chłopakom, czego się mogą spodziewać. Marek jak zwykle rozbawia całe towarzystwo. Zastanawiam się, kogo spotkam z zeszłego roku, kto kocha ten żaglowiec tak jak ja, by płynąć nim jeszcze raz. Wiem, że będzie Jacek, więc będą fajne zdjęcia z rejsu. Komendant też ten sam, ale czy będzie Asia? Czy też będzie oficerem III wachty? Na szczęśnie rum i Marek łagodzą zniecierpliwienie i pytania przestają kołatać w głowie. Jesteśmy w Gdyni, teraz tylko taksówką na francuskie nabrzeże. Ze względu na remont w basenie prezydenckim Dar stoi całą zimę raz w porcie wojennym, raz przy francuskim. Jesteśmy na miejscu. Dar wśród portowych żurawi niestety nie wygląda tak pięknie jak przy skwerze Kościuszki. Idziemy koło hangarów błotnistą drogą omijając kałuże. Docieramy do trapu – serce drży – WRÓCIŁEM. Na mostku szkolnym pusto. Drzwi od strony nabrzeża zamknięte. Obchodzę mostek - drugie są otwarte. Wchodzimy niepewnie. Nikogo nie ma. Załączony laptop świadczy o czyjejś obecności. - Dobry wieczór. Halo. Jest tu ktoś? – cisza. Zrzucamy worki, plecaki i czekamy. Po chwili pojawia się młody chłopak przekręca klucz w drzwiach sprawdzający czy były zamknięte. - A Panowie? Przecież zamknąłem drzwi?! Jak Panowie weszli? - Drugie drzwi były otwarte. Mina zdziwienia przechodząca w zakłopotanie tłumaczy całą sytuację. Środek nocy, całodobowa wachta portowa usprawiedliwia zmęczenie – zapomniał zamknąć. - Która wachta ma dziś „dobówkę”?- pytam - Druga Dając paszporty dodaję: - My z III wachty. Czyli jutro wachta dobowa. – dobrze, że zrobiliśmy zaopatrzenie po drodze, bo jutro nie będzie możliwości wyjścia na miasto. Na twarzy (pewnie instruktora II wachty) maluje się kolejne zdziwienie. - Panowie widzę wszystko już wiecie – mówi uśmiechając się – numery okrętowe 101, 103, a Pan 81, kubryk 151 i 153b, proszę za mną. Wychodzimy za instruktorem. Przez pokład schodami w dół i na prawą burtę. Mimo późnej pory w kubryku jasno i pusto. - Koja 101, koja 103 – pokazuje instruktor – a Pana proszę za mną – mówi do Marka. Ja mam dolną Tadek górną. Jest super, zaraz przy drzwiach i korytarzu. - Na dziobie jest jeszcze impreza – wychodząc rzuca instruktor. - Tak, tak, jeszcze imprezują. – odzywa się głos z koi obok. To Jacek! - Cześć! Jak tam?! Ktoś jeszcze jest? Po krótkim powitaniu, szybko się rozbieramy. Rzucamy worki na koje i do mesy studenckiej. Po drodze mijamy człowieka, który obijając się o szoty, coś krzyczy bełkocząc. Wyraźnie się zgubił. Świeżo wysłuchany Borchardt nasuwa myśl: „ … znaczy, za słaby, znaczy musi mniej pić”. Mijamy jeszcze kilka osób, których stan wyraźnie wskazuje, że impreza powoli dobiega końca. Niemożliwe. Czy ja na pewno jestem na Darze? A może na statku jest tylko ten młody instruktor? Nie, to niemożliwe. W mesie zabawa powoli dobiega końca. Witamy się z Kowalem – znajomym Marka, przysiadając się do jego stolika. Jednak po chwili okazuję się, że rum, który tak bawił nas w pociągu, teraz odbiera ostatnie resztki sił którymi podtrzymuję powieki. Spać, spać, spać. Idę spać! Jutro pobudka o 0700. Idąc korytarzem próbuję sobie przypomnieć pierwsze wrażenie z zeszłego roku. No tak, to na pewno będzie inny rejs, zupełnie inny. |
Autor: | Macieq [ 23 mar 2010, o 13:15 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Jberry, ładnie napisane |
Autor: | jberry [ 23 mar 2010, o 13:38 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Dziękuję, za miłe słowa. To taki szybki surowy tekst, Marek prosił bym coś szybko skrobnął, to skrobnąłem. Jak sobie poustawiam chronolgię zdarzeń to będzie cd. Mam nadzieję, że moja grafomańska forma pamiętnika Was nie zrazi do lektury. |
Autor: | Macieq [ 23 mar 2010, o 13:39 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
To pisz szybko, żebyś nie zapomniał |
Autor: | Banan [ 23 mar 2010, o 13:42 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Mnie się podoba - ja czekam |
Autor: | Magister [ 23 mar 2010, o 14:19 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Podoba, podoba czekamy na część dalszą |
Autor: | jberry [ 23 mar 2010, o 14:59 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
DZIEŃ DRUGI, CZYLI PIERWSZY Niski ton agregatu budzi mnie o 0645. W zasadzie to agregat warczy całą dobę, a to moje zmysły go ignorowały pozwalając spać całe 5 godzin. Wczorajszy rum, na szczęsie, całkowicie odszedł w zapomnienie. Szybka poranna toaleta i na pokład. Na mostku wiszą już dwie „dechy”. Lista obecności załogi, czyli kilkadziesiąt suwaków opisanych: Kapitan, St. Oficer, Oficer I, Oficer II, … Bosman I, itd. Każdy suwak ma możliwość ustawienia w pozycji PORT lub STATEK. Rzut oka i już wiem – Komendant na statku, Asi (III Oficer) i naszego bosmana jeszcze nie ma. No tak oni są z Gdyni, więc pewnie są jeszcze w domu. Na drugiej czarnej tablicy ktoś napisał: „Załoga na burcie godz. 1800. Kapitan”. Czyli „decha” na szóstą. Pewnie wieczorem wyjdziemy w morze. Statek powoli budzi się do życia. Kręcąc się po pokładzie tu i ówdzie spotykam kogoś z załogi. Ci, których pamiętam z zeszłego roku, witają się zemną. Płynęliśmy razem niespełna dwa tygodnie, a Oni pamiętają mnie – to bardzo miłe. Pytają czy ktoś jest jeszcze z zeszłego roku. Rozmowy są krótkie, bo dziś wychodzimy w morze, więc mają dużo roboty. Co chwilę ktoś pojawia się na trapie z plecakiem, workiem, a nawet - plastikową walizką! Śniadanie jak zwykle pyszne. Przypominam sobie przysmaki z zeszłego roku i już wiem, że nie ma żadnych szans „zrzucić” choćby kilograma nadwagi. Rozmowy w mesie przerywa głos z okrętowego radiowęzła: - Uwaga załoga i żeglarze! Uwaga załoga i żeglarze! Przygotowanie do zbiórki do podniesienia bandery. Odnosimy naczynia na pentrę studencką gdzie „nowy” steward uwija się za czterech. Szybko ogarniam koję i znowu głośniczek nad moją koją zaprasza: - Uwaga załoga i żeglarze! Uwaga załoga i żeglarze! Zbiórka na rufie do podniesienia bandery! Razem z Tadziem, Jackiem i Markiem stajemy na lewej burcie na rufie. Jako „weteran” wiem gdzie jest miejsce III wachty na zbiórce, więc zapraszam pozostałych. Przy okazji poznajemy się i przedstawiamy. Lecz nie sposób zapamiętać od razu wszystkich imion w wachcie liczącej 36 osób. Dlaczego nikt nie wymyślił jakiś identyfikatorów? Przecież to sprawdzony sposób z przedszkola! A tak przez pierwsze dni, tak jak w zeszłym roku, najczęściej słyszanym okrzykiem będzie: - Ej, kolego! Młody instruktor walcząc z nieśmiałością próbuje uformować dwuszereg. Nie ma łatwego zadania. Ma 21 może 22 lata, a przed nim stoją ludzie, niektórzy ponad dwa razy starsi. Mówi głośno, stanowczo, ale jego mina zdradza, że nie jest pewien naszej reakcji. W zeszłym roku był Daniel, teraz jest w pierwszej wachcie. On pewnie by sobie poradził bez problemu, ale Maćka – naszego instruktora to dopiero drugi rejs w tej roli. Wcześnie przez 2 tygodnie był ze studentami Akademii, a teraz ma krzyczeć na ludzi w wieku jego ojca!? Moje rozmyślania przerywa gwizdek Oficera wachtowego. Czapki z głów i bandera wspina się po flagsztoku, a okrętowy dzwon wybija czwartą szklankę, gdy osiąga jego koniec. Przez głowę przelatuje myśl: „ Znaczy, Panowie zrobili to porządnie”. CDN |
Autor: | okrutnyted [ 23 mar 2010, o 16:20 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Tak było Matko Jedyna, tak było... Aczkolwiek wszystko działo się zdecydowanie szybciej, następowało mnóstwo niespodziewanych zwrotów akcji, i co moment pojawiał się nowy bohater. Tu pobudka, jakiś dzwonek, tam apel, krojenie ziemniaczków, obiad, krojenie ziemniaczków, kolacja, mycie garnków, skroić resztę ziemniaczków (wiecie ile trzeba pokroić ziemniaków w kosteczkę do zupy dla 140 osób?!), apel, odcumowanie, imprezka i spać. I już minęła pierwsza doba. Uwierzylibyście? |
Autor: | jberry [ 23 mar 2010, o 21:42 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
CD DZIEŃ DRUGI, CZYLI PIERWSZY Z nadbudówki schodzi Starszy Oficer w towarzystwie swojej Asystentki. Po krótkim wprowadzeniu przedstawia plan zajęć na dziś: po pierwsze familiryzacja, po drugie familiryzacja, po trzecie bieganie po rejach. Ten zwrot będzie się dziś powtarzał jak echo na wszystkich pokładach Daru Młodzieży. Na koniec po raz pierwszy pada sakramentalne: „…do zajęć!” Rozchodzimy się, gdy z ust naszego instruktora pada okrzyk: - Trzecia wachta zbiórka pod forszotem! No tak, zaczyna się dobówka. Owczym pędem podążamy za instruktorem. Coraz skuteczniejszy, ustawia nas przed rufową nadbudówką, na której znajdują się oba mostki, szkolny na dole, a na górze ten właściwy, z którego steruje się statkiem. Uformowany dwuszereg, odlicza. Za plecami biała ściana nosi pamiątki rejsów Daru Młodzieży po całym świecie. Kolorowe znaczki pokrywaj niemal całą ścianę. Pojawia się nasza Oficer – Asia. Nie ma jeszcze wszystkich, ale trzeba rozdzielić wachty służbowe: kuchnia 4 osoby, pentra studencka 3 osoby, pentra załogowa 1, wc- męskie 2, wc damskie 1 pani, korytarze 2 osoby, trap na początek 2 przez 4 godziny, później będzie zmiana. Zgłaszam się do pentry załogowej. Ciekawe, co o u Stewarda Adasia? Jeszcze go nie widziałem. Musiał rano mieć dużo zajęć. Zgłaszam się na pentrę. - Ooo! Czesć! Jest ktoś jeszcze z zeszłego roku? – wita mnie Adam. Pamięta. Po krótkim przypomnieniu kilku kolegów z zeszłego roku bierzemy się do sprzątania po śniadaniu. To: „Jest ktoś jeszcze z zeszłego roku?” pojawia się coraz częściej. Pentra przylega oczywiście do mesy załogowej, a to miejsce spotkań całej załogi. Co chwile pojawia się ktoś znajomy, zagląda również Pan Komendant. Wita uśmiechem i uściskiem dłoni. Coraz częściej się czuję jak by ten rok przerwy trwał krótką chwilę. Jak bym tylko na chwilę zszedł na ląd i zaraz wrócił. Talerze wędrują przez komorę zlewu szybko umyte do drugiej komory. Teraz płukanie i na suszarkę. Rytm, w który wpadłem przerywa głos za plecami: - Jareczek? To Ty? - Cześć! – to Piotr, steward gospodarczy.Odpowiedzialny za część hotelową, czyli pościel, ręczniki, ubrania, środki czystości, pralnię, itd. oraz „sklepik z pamiątkami”. W zeszłym roku zaprzyjaźniliśmy się. - Co tu robisz? Płyniesz z Nami? - No pewnie. Przecież wiesz, że zakochałem się w Darze w zeszłym roku. Nie ma już dla mnie nadziei. Jestem stracony. – żartuję, choć nie wiem czy to aby nie jest prawda. Rozmowę przerywa kolejna partia naczyń. - Jadłeś już śniadanie? – pytam Piotra - Jeszcze nie. - To zjedz, a ja, jak ogarnę pentrę to przyjdę i pogadamy. Starszy steward, starszy, szczupły, lekko zasuszony człowiek, milcząco przynosi talerze. Jest tu bardzo długo. Był z Darem na Hornie i wielu innych rejsach. Prowadzi kantynę wydzielając lub zupełnie ograniczając zakupy papierosów i alkoholu, przez co nie jest za bardzo lubiany przez załogę. No cóż ktoś to musi robić. Pentra ogarnięta. Z Piotrem pogadałem. Do obiadu wolne. Idę na mostek pogadać z Aśką. Przy trapie koledzy z wachty zasypują pytaniami: - Komu odgwizdywać świst? Kto to wszedł? - Komendantowi, Chifowi, Oficerom, Bosmanom, Intendentowi. - Witam! - Cześć! – odpowiada intendent - Obsługujecie również tablicę – listę obecności. – instruuję – chyba, że ktoś sam sobie zmienia. Asia wraca na mostek. Po przywitaniu i krótkiej rozmowie o paru wybitnych postaciach z zeszłego roku, przybycie „nowych” żeglarzy przerywa nam wspominanie. Wracam do trapu. Komendant biega po trapie tam i z powrotem. Chłopaki z wachty nie gwiżdżą, bo sytuacja zrobiłaby się, co najmniej komiczna. Samochody z zaopatrzeniem pojawiają się, co chwilę. Widać, że czasu coraz mniej. Przecież dziś: „Idziemy w morze!” Pierwsza i druga wachta ćwiczą bieganie do marsa, czyli pierwszej platformy na maszcie. Każda na swoim. Pierwsza biega po foku. Druga po grocie. Tylko nasz, ostatni, trzeci - krojc stoi pusty. Może by tak ... ? Nie, lepiej nie, jeszcze spiszą ze statku w pierwszym dniu. Przyglądam się jak zaczynają pod okiem instruktora powoli przechodzić na grot reję. Nagle z rei dobiega krzyk: - Panie Chifie. Mamy mały problem. – krzyczy nasz Maciek - Mały problem to nie problem – żartuje Starszy Oficer - No to nie mały. Człowiek się zaciął i nie chce zejść. Mina Chifa poważnieje. Faktycznie, na środku grot rei stoi na percie jakiś blady gość i kurczowo zaciska ręce na metalowych prętach zwanych jaksztagami. Natychmiast obok Chifa pojawia się Komendant: - Spokojnie! Moment! – krzyczy, ubierając niewiadomo skąd wzięte szelki. Chiff też już w szelkach podbiega pod wanty, po których Komendant wspina się, prędkością dorównując „małpie”. Obaj szybko przechodzą na reję i ustawiają się po obu stronach nieszczęśnika. Wpinają się wąsami swoich szelek w jego uprząż i po chwili cała trójka zaczyna się przesuwać w kierunku masztu, aż docierają do platformy. Tam, po długiej psychotrapii, zaczyna się powolna wędrówka na dół po wantach. Akcja ratunkowa zakończona pełnym sukcesem. Jeszcze blady, ale już szczęśliwy człowiek ląduje na pokładzie. Dobrze, że nie stało się to w morzu pomyślałem. Obiad spędzam oczywiście na pentrze załogowej. Na koniec przychodzi Piotr i razem z Adamem zasiadamy do obiadu. Mesa oficerska, talerze z logo Daru Młodzieży, grawerowane sztućce – przywilej służby na pentrze. Już nie czuję się jak na irlandzkim zmywaku, tylko jak VIP na żaglowcu. Co prawda po repetę muszę iść sam ale ma jej pod dostatkiem. Jak tu zrzucić te kilogramy – żadnych szans! Po obiedzie spotyka mnie nasz Instruktor Maciek. - Zostałeś wybrany starszym wachty. - Ja? Dlaczego? - Rozmawiałem z kilkoma osobami i stwierdzili, że najlepiej się nadajesz. - Ja? Z kim rozmawiałeś? - No w twoim kubryku i tym drugim. Zresztą nieważne. Zgadzasz się? - Nooo, nie. Starszy wachty ma przewalone. Nikt go nie lubi. - Nie ma innego kandydata. Zostałeś wybrany. Masz tu listę wachty i podziel służby. Te dzisiejsze już wpisałem. – skończył Maciek Tak zostałem starszym wachty. Pamiętam z zeszłego roku, że nie była to osoba ciesząca się szacunkiem. Miałem mieszane uczucia. Może nie będzie tak źle. Jest w końcu Tadeusz, Marek i Jacek. Będę miał jakieś wsparcie. Może faktycznie lepiej jak będzie to ktoś, kto ma doświadczenie na statku. Co prawda tylko dwutygodniowe ale zawsze doświadczenie. - Uwaga załoga i żeglarze! Uwaga załoga i żeglarze! Zbiórka wszystkich żeglarzy na rufie – damski głos rozbrzmiewa z głośnika przerywając moją drzemkę – to nasza Pani Oficer. Na rufie coraz ciaśniej. Wyraźnie widać, że są już prawie wszyscy. Pan Komendant – dr. inż. kap. ż. w. Artur Król – Prodziekan wydziału nawigacyjnego – najmłodszy na świecie kapitan żaglowca klasy A, wita wszystkich. Razem z nim cała załoga pokładowa i cześć maszynowej. Starszy Oficer na Darze zwany Kapitanem (kto czytał Borchardt’a ten wie, że wywodzi się to z floty francuskiej) również zwany Chifem jak na innych statkach. Dalej Oficerowie wachtowi, wśród nich nasza Asia. Główny mechanik –Chif maszynowy. Bosmani ze Starszym Bosmanem na czele. Instruktorzy. Lekarz wraz pielęgniarką. Dr Andrzej Szklarski – organizator rejsu oraz wykładowca na kursie radaru i ARPA, który ma się odbyć w czasie rejsu. - … oraz kucharze, stewardzi, marynarz, cieśla, pomocnicy mechanika, którzy są pod pokładem – ciągnął Kapitan – mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem? Na te słowa mężczyzna ubrany w mundur galowy ze złotem na pagonach lekko wysunął się przed szereg, uśmiechając się do Komendanta. - Oj! Przepraszam! – krzyknął Komendant – nasz Pan intendent, Pan Ryszard, przepraszam bardzo. Pominął bym osobę, która tak dobrze dba by niczego nam nie zabrakło. - Drobiazg Panie Komendancie, nie ma sprawy – uśmiechając się powiedział Pan Ryszard. - Pan się ubrał najstosowniej, a ja prawie Pana pominąłem. Mam nadzieję, że mi Pan wybaczy – łagodził Komendat. - Wybaczam – odpowiedział Intendent chcąc chyba jak najszybciej zakończyć tą krępującą sytuację. - Bo wszystkie Ryśki to fajne chłopaki – ktoś krzyknął z żeglarzy, co ostatecznie rozładowało atmosferę. Po oficjalnym przywitaniu powróciliśmy do swoich zadań. Planowane wypłynięcie na godzinę 2000. Spacerując po rufie trafiam na zawody. Kto dalej trafi rzutką. Instruktor, Cieśla i Starszy Bosman starają się rzucić jak najdalej, a przy okazji nie uszkodzić samochodów zaparkowanych przy nabrzeżu. Dołączam do zabawy. Wygrywa Cieśla, jego rzutka trafia do rampy hangaru. Zawody przerywa przyjazd Rektora AM. - Tego samochodu lepiej nie uszkodzić – śmiejemy się wszyscy. Sternicy manewrowi w osobach Chifa i jego Asystentki Marysi (studentki AM) na stanowisku. Ośmiu wybrańców wraz z Instruktorem, Bosmanem i Panią Oficer na rufie. Jeszcze tylko czekamy na zejście ze statku Rektora, który przyszedł nas pożegnać. - Rufa gotowa – melduje Asia przez UKFkę - Dziób gotowy, trap gotowy, rufa na single up - słychać w radiu, oddajemy zdublowane cumy i szpringi. - Zawalić trap – głos Komendanta oznajmia że zaczynamy manewry. - Oddać rufową – rozkazuje Asia. Pilot na pokładzie pojawia się na prawym skrzydełku mostka, to znowu znika na mostku. Ster strumieniowy zamontowany dwa lata temu pozwala teraz odejść bez holownika. - Oddać szpring rufowy – krzyczy Trzecia Oficer Szpring rufowy oddany i ruszmy małą na przód. Mijamy główki portu i wychodzimy na zatokę. Kończymy klar na cumach zwijając je w wielkie bębny na rufowej nadbudówce. To jeden z elementów którym wyróżnia się Dar, sposób klarowania lin. Zatoka gładka. Wiatr słaby. Czy wystarczy go by postawić żagle? A może jak „Szman morski” troszeczkę pozaklinać morze: „Silniej Matko Morze, Silniej!” Pilot znika za burtą równo z opadającą flagą „Hotel” na naszym krojcmaszcie. Oba silniczki równo pracują pchając nas w kierunku Helu. Zaczął się rejs. Mój drugi rejs na tym pięknym żaglowcu. [Maar] Dodałem MP3 z nagraniem, z radiowęzła Załącznik:
Komentarz: Alarm, o którym pisze Jarek brzmiał tak.
alarm.mp3 [ 262.25 KiB | Przeglądane 8517 razy ] |
Autor: | Banan [ 23 mar 2010, o 22:05 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Pięknie ! Jak nie opublikujesz tego książkowo toś bałwan jest Jeszcze se raz przeczytam ..... i zachoruje |
Autor: | boskijacus [ 23 mar 2010, o 23:02 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Jarek, pięknie napisałeś, może powstanie cykl opowiadań z tego rejsu ? |
Autor: | Katsumoto [ 24 mar 2010, o 15:02 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Jarek, Ty to się chyba z powołaniem minąłeś! Powinieneś wspinać się nie na maszty, tylko na bestsellerowe autorskie wyżyny Również czekam na CD! Pozdro, Łoś |
Autor: | jberry [ 24 mar 2010, o 15:19 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
ORANIE BAŁTYKU Wieczorną wachtę spędzam w mesie, to przywilej służbowej wachty dobowej. Rano muszę się zameldować o 0700 na pentrze załogowej. Milęliśmy Hel. Siedzę i próbuję rozpisać wachty. Przypominam sobie doświadczenia z zeszłego roku i wachty rozpisuję na 2-3 dnia do przodu. Ktoś może zachorować, inny się skaleczy i cały plan bierze w łeb. Już mamy jednego chorego. Lekarz zaordynował antybiotyk i koję, więc zaznaczam sobie by nie przydzielić mu przez przypadek jakiejś służby. Inny ma skaleczony palec, wypada z kuchni, wc i pentry, ale korytarze może sprzątać. Do służby morskiej na mostku potrzebne są cztery osoby – 2 na ster i po jednej do obserwacji „na oczy”. Ustaliłem z Asia, że będę wyznaczał pięciu tak by się mogli zmieniać i ogrzać. Jest naprawdę zimno. Za Helem przywiało więc chyba postawimy żagle. Moją buchalterię przerywa zgiełk powracających z wachty morskiej. - Jeden zawisł na reji – melduje Marek - Taaa – śmiej się niedowierzając - Naprawdę! Odpadł z dolnego marsa i zawisła na lajflince. Nie wierzysz? - Wkręcasz mnie – przecież znam Marka i jego żarty. To niemożliwe. To byłby pierwszy przypadek, że ktoś odpadł od reji. Jednak powracający z wachty koledzy potwierdzają wydarzenie. Aż wreszcie wraca sam bohater. - Poszyli rozsajzować marsa bo stawialiśmy żagle i gość nagle odpadł, wszyscy zaczęli krzyczeć, z mostka wybiegł Komendant. Na szczęście na górze był instruktor Maciek. Przeszedł na reje prawie do końca noku wpiął się wąsami w lajflinkę i wracjąc przeciągnął gościa do masztu. Całą akcją kierował z dołu komendant. – relacjonuje Marek. - Jak to się stało? – pytam bohatera - Nie wiem. Żagiel leżał jeszcze na reji. Nie było się czego trzymać. Łapałem się przedniego jaksztagu, ale był zimny i śliski. W pewnym momencie ręka, którą się trzymała ześlizgnęła się z jaksztagu i tyle. – Jeszcze z lekkim przerażeniem uzupełnia relację bohater. - Za szczęśliwe ocalenie – wznosimy toast szklaneczką rumu. Regulamin co prawda zabrania ..., ale wobec takiej okazji musimy go złamać. Zresztą jak mówi stare przysłowie: „alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w dużych ilościach”. Gdzieś w kącie mesy zaczyna rozbrzmiewać gitara a za nią śpiew. Wieczorna impreza III wachty rozkręca się. Minęła druga. Czas spać. Jutro pentra i muszę zdążyć na „banderę” by rozdzielić służby. Talerze pędzą przez obie komory na suszarkę w prędkością, której nie powstydziłby się żaden gasarbaiter w Irlandii. Muszę ogarnąć wszystko i zdążyć na „banderę”. Trudno pogodzić funkcję starszego wachty i służbę dobową, ale dam radę. Zmywam po sobie i pędzę na zbiórkę Piotr i Adam muszą posprzątać po sobie sami. Powoli wpadamy w rytm: „bandera” – „do zajęć!”- zbiórka pod forszotem. Stajemy teraz na przeciwko forszotu gdzie już czeka wachta II zdająca służbę. - Starszy wachty dopilnuje żeby wachta na zbiórkę stawała w szelkach! I sam też założy! – słyszę z góry głos Oficer - Ale ja prosto z ... Tak jest! – krzyczę. Szkoda czasu na tłumaczenie, że leciałem prosto z pentry, że normalnie bym nie musiał, ale jako starszy wachty muszę być na zbiórce. - Służba morska na zawietrznej, zbiórka! Gdzie jest bosmański II wachty? Prowadź na mostek! – koordynuję przejęcie służb morskich. Pięciu „Rycerzy Króla Artura” wędruje po schodach na mostek, prowadzeni przez bosmańskiego II wachty. Dzwon wybija czwartą szklankę, gdy instruktor II wachty, też Maciek, krzyczy: - Smacznego – jest sygnał dla II wachty do rozejścia się. Mogą teraz iść na śniadanie. Po krótkiej przerwie dla uzupełnienia szelek, Maciek woła: - W dwuszeregu pod forszotem zbiórka. Dobówki wróciły? CKM na dole? Kolejno odlicz. Po sprawdzeniu stanu wachty Maciek przekazuje: - Będziemy stawiać bram i bombram, chętni na reje stają koło mnie. Zgłaszam się razem z innymi. Zakładam rękawiczki. W zasadzie zalecane jest chodzenie po rejach z gołymi rękami, ale w zeszłym roku moje się sprawdziły. Pozwalają wytrzymać w początkowej fazie wchodzenia, gdy ręce nie są jeszcze rozgrzane, a wanty zimne i lekko olodzone. Wspinam się na marsa, potem na saling i bramsaling, aż wkońcu docieram na koniec bombramreji zwany nokiem. Rozwiązujemy żagiel i zrzucamy go z reji, teraz trzyma się tylko na gordingach i gejtawach – linach służących do zrzucania, czyli podciągania żagla do reji. Gotowe! Można schodzić, gdy zbliżam się do masztu przez głowę przelatuję myśl. Takiej okazji nie można przepuścić. Jabłko krojc masztu znajduje się kilka metrów ode mnie. Czekam chwilę, aż pozostali zejdą na bramsaling i szybko wspinam się na szczyt masztu. W zeszłym roku udało mi się zaliczyć wszystkie trzy jabłka i to z wszystkimi szykanami, czyli bez zgody i wiedzy przełożonych. Wpinam się do wolnego ucha na jabłku, kolanami obejmuję wspornik anteny i rozpościeram ręce. Wolność! Wiatr szumi mi w uszach, pode mną morze i Dar jakby mniejszy z wysokości 50m. Wystarczy, czas wracać. Szybko schodzę doganiając resztę. Chyba nikt, poza kolegami na rejach, nie zauważył? To dobrze. Jabłko krojca zaliczone z szykanami – „...znaczy, porządnie” Na dole chwila odpoczynku i stawiamy żagle. Stoję na stoperze szotów lewej burty. Wachta podzielona na dwie grupy czeka przy szotach w pełnej gotowości. Jeden długi gwizdek i okrzyk: „wzięli szoty” wprawia w ruch maszynę złożoną z kilkunastu osób rytmicznie ciągnącą linę. Jest! Łańcuch szota wszedł w szyber. Do rogu żagla przymocowany jest łańcuch dalej przechodzący w linkę stalową bloczkami sprowadzoną w dół do masztu. Na końcu stalowej liny jest bloczek, przez który przeciągnięta jest elastyczna lina, za którą się ciągnie. - Nie oddawać! Biorą! – krzyczy III Oficer. Stoperem próbuję pomóc przytrzymując uciekającą linę. Seria krótkich gwizdków sygnalizuje, że muszę szybko zastopować tak by można było obłożyć linę na naglu. - Lekki luz! Let go!– krzyczę – obłóż! – lina zamocowana. Kobieta w tańcu, koń w galopie i ten widok! – Wszystkie żagle postawione! Idę na dziób. Przechodzę na bukszpryt i kładę się. CO ZA WIDOK ! Fala lekko mnie kołysze, rozbijając się o dziób. Idziemy jakieś 7 knotów. Wiatr niestety nie sprzyja. Cały czas zachodnia ćwiartka. Idziemy pod Olandię lub Karlskoronę jak uda się wyostrzyć. Jutro ma się odwrócić na NWN, więc może uda się obrać właściwy kierunek, który nas zbliży do cieśnin. Po obiedzie szykujemy się do niezapowiedzianego alarmu ogólnego, a po nim alarmu pożarowego. Ubrani w kurtki i czapki z założonymi pasami ratunkowymi czekam na NIEZAPOWIEDZIANY alarm do opuszczenia statku. Seria krótkich dzwonków podrywa wszystkich, szybko ale bez paniki i popychania wychodzimy na pokład ustawiamy się pod grotem gdzie jest nasz masterstejszyn. - W dwu szeregu ! Kolejno odlicz! – wydaję komendy. - ... szesnaście, siedemnaście, osiemnaście niepełny! - Trzecia wachta w komplecie - melduję Asystentce Chifa. Do środków ratunkowych ! – wydaje komendę Chif. Idę na rufową nadbudówkę na prawej burcie do mojej tratwy. Dowodzącym tratwy jest Cieśla, wywołuje kolejno numery statkowe: - sto trzy! - Jestem – podnoszę rękę. Czekam na odwołanie alarmu. Dwa krótkie dzwonki kończą zabawę. Rozbieramy się i zaczynamy schodzić, gdy dzwonek znowu rozbrzmiewa. To alarm pożarowy. Teraz trzymając w ręku pas ratunkowy biegniemy znowu pod grota. Dwuszereg, odliczanie, są wszyscy – melduję. Drużyna p-poż. ubiera się w srebrne kombinezony i hełmy. Bosmani podłączają węże strażackie. Teraz próba wody. Na koniec Maciek pokazuje jak ubrać „Helly Hansena” – kombinezon pozwalający przetrwać dłużej w zimnej wodzie. Dwa dzwonki i schodzimy do kubryka. Zrobił się już wieczór. Wiatr nie odkręca. Przeoraliśmy Bałtyk i jak tak dalej pójdzie przeoramy Szwecję. Musimy zachować odległość 12 mil od brzegu, gdyż Dar Młodzieży jest wpisany w rejestr jako statek rządowy i zgodę na przekroczenie granicy trzeba załatwiać kilka miesięcy wcześniej. Dziwne niby „schengen”, a nas nie dotyczy. - Uwaga załoga i żeglarze! Uwaga załoga i żeglarze! Przygotowanie do alarmu do żagli! – rozbrzmiewa przez głośnik. Idę na mostek zaciągnąć języka. Na mostku Komendant wyjaśnia, że stajemy na kotwicy by zaczekać do jutra na zmianę wiatru. Biegamy już po rejach jak wiewiórki. Chętnych do sprzątania żagli aż nadto, niewiele brakowało bym się nie załapał. Tym razem nie pcham się na nok tylko zostaję przy bajfucie i to taki wielki zawias, którym reja przymocowana jest do masztu. Klarujemy w tempie regatowym i schodzimy na dół. Za kołem dwa Jacki z III wachty zaskoczeni sytuacją usłyszeli z mostku: - Ster lewo na burt – Ich ręce zaczynają biegać po obu kołach sterowych jak chomik w klatce. Trochę się trzeba nakręcić by wyłożyć ster na burtę to jakieś 50 obrotów prawie półtoarametrowym kołem! Idę na dziób. Tam Starszy bosman w pogotowiu trzyma kotwicę na hamulcu. Wszystko gotowe. Pierwszy Oficer stoi na skrzydełku z radiem przy uchu. - Rzucić kotwice! – skrzeczy radio – Rzucić kotwice! – powtarza Pierwszy. Bosman zwania szczęki hamulca. Ważące 1,5 tony żelazo z hałasem wpada w wodę. Łańcuch z hukiem obija się o kluzę kotwiczną. Czuję gęsią skórkę na karku. To zawsze robi wrażenie! - Dwie szakle – krzyczy bosman zaciskając hamulec na windzie kotwicznej. Pisk i dym z okładzin. Pędzący z prędkością 5 m/s łańcuch zaczyna zwalniać. - Dwie szakle w wodzie –powtarza do radia Pierwszy. - Wydać 4 szakle łąńcuch – odpowiada radio Hamulec zwolniony i łańcuch znowu się rozpędza. Tu najmniejszy błąd może skończyć się tragedią. Liczę szybko w myślach cztery szkle po 25 metrów każda przez 3, czyli na jakiś 30 metrach stoimy. Znowu pisk hamulca, łańcuch zwalnia aż w końcu na sygnał pierwszego zatrzymuje się. Swąd spalonych okładzin wdziera się do nosa. - Cztery szakle w wodzie – melduje Pierwszy przez radio. - Jak patrzy? – pyta Komendant - Na ósmą Minie trochę czasu nim nasz statek zajmie właściwą pozycję. Pozostawione sztaksle mają to przyśpieszyć. - Co to są te szakle? – ktoś pyta z pierwszej wachty - To miara długości łańcucha kotwicznego obecnie przyjęta na 25 m, a dawniej było to 15 sążni. Łańcuch kotwiczny składał się z odcinków po 15 sążni i łączony był szaklami, przez żeglarzy nazywanymi również szeklami. Takie łączenie łańcucha pozwalało na wymianę uszkodzonego fragmentu bez konieczności wymiany całego łańcucha – odpowiadam – nasz statek ma dwa łańcuch lewy 9 a prawy 10 szakli i trzy kotwice. Ta trzecia to zapasowa, leży tu pod gretingiem – pokazuję. Żelazo w wodzie. Wachta zdana. Można tradycyjnie zasiąść na chwilę w mesie. Dziś będzie spokojna noc. Żadnych alarmów do żagli. Silniki śpią, tylko agregat cały czas warczy ale już go nie słyszę. |
Autor: | Katsumoto [ 24 mar 2010, o 17:58 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
No ta trasa to się zgadza.. prócz jednego: bo jak sterowałem gdzieś o okolicach Skagerraku, to mi ster uciekł i tam taki dziubek być powinien jeszcze... Też żart Brakowało mi trasy w foto-kolekcji, dzięki Marek. Pozdrawiam dzielną III-cią. Łoś |
Autor: | boskijacus [ 24 mar 2010, o 19:03 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
W relacji jest jedno pominięcie przy stawaniu ja kotwicy to ja stalem za sterem, ale to taki szczegół |
Autor: | jberry [ 24 mar 2010, o 19:12 ] |
Tytuł: | Re: Young's Gift |
Pamięć zawodzi i ty wyłożyłeś ster na burtę ? Zkim byłeś ? |
Strona 1 z 5 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |