Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
Bałtycki rejs Zawiszą Czarnym kwiecień 2010 https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=4778 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | Macieq [ 24 kwi 2010, o 18:18 ] |
Tytuł: | Bałtycki rejs Zawiszą Czarnym kwiecień 2010 |
Nie będzie to opowiadanie żeglarskie, a jedynie kilka spostrzeżeń z rejsu Zawiszą Czarnym po Bałtyku. Nigdy nie płynąłem żaglowcem. Postanowiłem więc to naprawić i gdy trafiła się okazja, popłynąłem Zawiszą Czarnym zdobywać Szwecję. Zaokrętowaliśmy się we wtorek 13-tego kwietnia. Jako funkcyjny (starszy wachty) zamieszkałem w 4-ro osobowej kajucie, całkiem wygodnej, ze sporą ilością miejsca na bagaże, szafą, półkami, stolikiem i kaloryferem. W podobnych warunkach, tyle że na lewej burcie zamieszkali oficerowie. Reszta załogi miała jakby nieco gorzej – trzypiętrowe prycze rozlokowane były po obu stronach kubryku, oddzielone od niego jedynie zasłonkami. W sumie w jednym dużym pomieszczeniu mieszkało 30 osób. Z Gdyni mieliśmy wyjść w morze ok. 1800, ale Straż Graniczna miała inne plany i przytrzymała nieco naszego Zawiszę. W efekcie oddaliśmy cumy przed 2000. Po minięciu Helu okazało się, że wiatr niestety nie jest korzystny, więc płynęliśmy na silniku „mała naprzód”. Wystarczało to do utrzymywania prędkości 6-7 węzłów. W nocy wiaterek nieco się odkręcił i wzrósł (4-4,5B) na tyle, że obejmująca o 0400 stery wachta postawiła sztaksle, które wspomogły (OK Maar, niech będzie na Twoim ) silnik. I tak sobie płynęliśmy, płynęliśmy, aż dopłynęliśmy późnym wieczorem do Kalmaru. W międzyczasie było śniadanko, obiadek i kolacja, przygotowywane przez kolejne wachty i pana Józia – kuka. Jedzenie było dobre i tak już pozostało do końca rejsu W Kalmarze spędziliśmy cały dzień, wykorzystując czas na odpoczynek, integrację i zwiedzanie. Wielu ciekawych rzeczy tam nie obejrzałem, ale na pewno warto przejść się do zamku i zwiedzić muzeum morskie. Na noc znów wyszliśmy w morze. Najpierw czekało nas przepłynięcie pod mostem łączącym ląd stały z wyspą Olandia. Niektórzy z załogi szykowali się już (nauczeni praktyką mazurską) do składania masztów. Okazało się jednak, że maszty nie mają możliwości składania, zaryzykowaliśmy więc przejście pod najwyższym przęsłem, co na szczęście się udało, choć niewiele tam brakowało do zahaczenia (jakieś 10-15m). Już spokojni posuwaliśmy się wzdłuż brzegów Olandii, a następnie nad ranem, gdy minęliśmy północny cypel Olandii, skierowaliśmy się prosto na Visby na wyspie Gotlandia. Wiatr z początku był znowu niekorzystny, więc szliśmy na silniku później, gdy odkręcił się korzystnie, nie było już sensu stawiać żagli. W Visby pracownik portu popsuł kpt Zbierajewskiemu i Zientarze manewr cumowania, bo tuż przed oddaniem cum, pokazał nam inne miejsce cumowania. Obróciliśmy się więc i podeszliśmy do nowego miejsca drugą burtą. Całe popołudnie i kawał następnego dnia spędziliśmy na zwiedzaniu Visby. Muszę powiedzieć, że stara część Visby, otoczona murem obronnym jest całkiem urokliwa. Nie dziwię się, że w lecie przybywają tam całe tabuny turystów. Po południu w sobotę znowu znaleźliśmy się w drodze. Wiatr, który w początkowej fazie rejsu wiał z pn-wsch, odkręcił się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, i teraz dmuchał całkiem nieźle z pd-zach. Tym samym znowu musieliśmy korzystając wyłącznie z silnika dotrzeć do południowego cypla Gotlandii, gdzie wzięliśmy kurs na Hel. Ta zmiana kursu o 20-25 stopni pozwoliła na postawienie sztaksli i wspomaganie nimi silnika. W nocy rozwiało się do 6B, więc role się zmieniły i to silnik wspomagał sztaksle. W ciągu dnia udało się nam nawet odstawić silnik na dobrych kilka godzin i płynęliśmy na samych żaglach nawet do 5 węzłów (no dobra, w porywach ). Pod wieczór wiatr osłabł, najpierw włączyliśmy silnik, potem zrzuciliśmy żagle i tak sobie płynąc i płynąc o 2300 zameldowaliśmy się w Gdyni. Mój pierwszy rejs żaglowcem dobiegł końca. No a wrażenia? Ogólnie bardzo pozytywne Faktem jest, że mieliśmy dość łatwe żeglowanie – wiatr przeważnie ok. 4B i trochę więcej, bardzo dużo słońca, (właściwie odrobinkę popadało tylko rano przed dojściem do Visby i odrobinkę jak już byliśmy w porcie. Temperatury nie były za wysokie, bo 4-5 st. na wodzie, i ok. 10 na lądzie. Jednak wszyscy byli dobrze ubrani i nikomu chłód nie przeszkadzał zbytnio. Załoga była bardzo zgrana – wiele osób znało się z forum żeglarskiego (tego zaprzyjaźnionego). W „mojej” wachcie – IV, zwanej nie wiem dlaczego geriatryczną znałem wszystkich, z prawie wszystkimi wcześniej żeglowałem. Obsługa Zawiszy okazała się całkiem prosta, żagle stawialiśmy i zwijaliśmy prawie tak doskonale, jak na łódkach mazurskich, liny mimo ich dużej ilości wcale nam się nie myliły. Sterować trzeba było z wyczuciem, bo Zawisza ma dużą inercję i łatwo było przeciągnąć kurs. Sterowanie stało się wyraźnie cięższe, gdy płynęliśmy bez silnika, co wydaje się być oczywiste. Baaardzo mi się podobało takie stanie za sterem w nocy, na uśpionym żaglowcu, gdy dziób miarowo rozbijał fale, a nad głową skrzyło się gwiazdami niebo, a księżyc dawał przepiękną poświatę na falach Pilnowaliśmy w rejsie wszystkich ceremoniałów, jak podnoszenie bandery, wybijanie szklanek czy czynności codziennych, jak wachty, sprzątanie, czyszczenie mosiądzów itp… Byli też wśród nas tacy, którzy mieli trudność w przyzwyczajeniu się do rytmu wacht. W użyciu był słynny palec wskazujący Zbieraja, którym potrafi on np. postawić żagle, w portach stosowana była ósemka Zientary – bardzo się podobała. Niektórzy ćwiczyli przy relingu pozycję „orła cień”, zaprezentowaną przed rejsem przez Wojtka Zientarę, ale generalnie dość szybko wszyscy przywykli do kołysania i w zasadzie tylko jeden obiadek nie cieszył się zbyt wielkim zainteresowaniem. Dodatkową atrakcją rejsu były dwie pogadanki kol. Jacka na temat map elektronicznych. W uzupełnieniu pogadanek każdy miał możliwość posiedzieć w nawigacyjnej i zapoznać się z zainstalowanym na Zawiszy systemem NavSim i mapami C-map Max. Jacek podłączył pod komputer wszystkie możliwe źródła sygnałów, a więc GPS-a, AIS, wiatromierz, log(?), echosondę i może coś jeszcze (SSB radio?). Podejrzewam, że niewiele jednostek żaglowych jest teraz tak dobrze wyposażonych nawigacyjnie, jak Zawisza Czarny. Nie ukrywam, że spędziłem sporo czasu w nawigacyjnej. Nie dlatego, żebym się dekował, ale chciałem po prostu jak najlepiej zgłębić tajniki nawigacji morskiej (tej elektronicznej) A co mi się nie podobało? Przy komplecie załogi, a taki mieliśmy, było dość ciasno w kubryku, szczególnie podczas posiłków. To mogło być uciążliwe, szczególnie dla osób, które spały w pobliżu stołów, czy na dostawkach. Na początku trochę przeszkadzały pracujące silniki (silnik generatora pracuje non stop 24 godz), ale w miarę upływu czasu przywykliśmy do tego. Załodze tak się rejs podobał, że już planuje kolejny. Kiedy, jeszcze nie wiadomo, ale nie później, niż za rok. |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |