Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
pierwszy rejs - bozocielne krecenie https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=5147 |
Strona 1 z 3 |
Autor: | sirapacz [ 10 cze 2010, o 23:27 ] |
Tytuł: | pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
zainicjowane przez maara ktory najpierw zalozyl za zaloge na lodke ktorej to zalogi jeszcze nie bylo;P Wykonano pod kierownictwem marka i olka - jako przeszkadzacze bylem ja, oraczek, szkodnik no i moja zona = niedawno rejestrowana agniefka. Wypad poprzedziły z mojej strony przygotowania - wszak pierwszy raz na jacht wyruszałem (nie liczac drobnych portowych wycieczek we wladku czy ustce na kutrach przerobionych na turystyki). Kupilismy kaloszki, tanie i szajsowate sztormiaki i inne duperele ktore były potrzebne a nie mieliśmy (np. rękawiczki neoprenowe z których jestem wielce zadowolony - kosztowaly calkiem nieduzo bodaj 60pln za parę a sa swietnie wykonane). Wziąłem na siebie zrobienie zaopatrzenia i generalnie zarcia wyszlo mocno górką, piwo które miało starczyc z zapasem na caly rejs wyzlopalismy do zera juz bodaj trzeciego dnia:) Obecnie z doswiadczeniem juz wiem jak przygotowac zaopatrzenie zeby bylo dobrze:) jako pierwszy dojechalismy ja i agniefka. dojazd byl calkiem szybki jak na te godziny dzienne i bez specjalnych korków. okolo 15 juz zaczelismy przejmowac lodke.... przejecie sie wlokło bo tego brakuje bo tego nie ma a to paliwo wyparowalo:P w koncu po jakichs 3 godzinach bosman i armator zeszli z lodki a my zaczelismy rozkladac smietnik jaki przywiezlismy. Plan zakladal wyrudzenie do klajpedy i mieliśmy nocować na łódce a z samego ranka wyplynac w kierunku litwy. Marek z Olkiem ustalili ze lepiej bedzie wyruszyć nocą jeszcze tego samego dnia. Po zapoznaniu sie z lodka wyszlismy juz po ćmoku z portu i mając podzielone wachty zaczynalismy zabawe. Mimo iz wachty niepracujace powinny odpoczywac (droga w koncu dluga byla - zwlaszcza dla oraczka lecącego z lublina do wawy zebvy potem do gorek zachodnich dojechac) wszyscy siedzieli w kokpicie i podziwiali wyjscie z portu, feerię swiatełek i port. Pierwsza wachta zaczeta zostala przez agnieszkę i olka, drugą miała pełnić oraczek z markiem a ostatnią ja ze szkodnikiem. Po wyjściu z główek wiało całkiem fajnie i w lekkim przechyle powoli płyneliśmy z zatoki. Po kilku minutach stwierdzuilem ze udaje się na spoczynek coby rano na mojej wachcie byc zwartym i gotowym - powaliłem się w koi i po jakimś czasie zacząłem zasypiać choć tak na dobrą sprawę sprałem półsnem co chwila sprawdzajac co sie dzieje dookoła. czasami spalem minute czasami godzine. Wiatr zaczął się zbierać większy a szkodnik a mój imiennik michał postanowił siedziec dalej w kokpicie. Zaczęły się pierwsze problemy....mianowicie....cdn wredny jestem ;P dam tez innym popisac;P zwlaszcza ze ja wtedy w zasadzie spalem No ja już nie jestem jakimś polonistą, i to mnie często zwracają uwagę za słowo pisane, ale litości - popraw kolego ten tekst na zdatny do czytania [Maar] Proszę moderatorów o podpisywanie się pod komentarzami! |
Autor: | Agniefka [ 11 cze 2010, o 12:34 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Prysły zmysły Sirapacz musiał mnie wydać, że się ze mną zaobrączkował Co do szybkiego znikania piwa, chciałam jeszcze nadmienić, że Oraczek i ja praktycznie go nie piłyśmy - wiadomo my mamy trochę więcej problemów z siusianiem, więc wolałyśmy tego nie zwielokrotniać pod wpływem piwa. A kontynuując opowiastkę. Sirek i Maar poszli spać, a ja się ucieszyłam, że przypadła mi pierwsza wachta, bo myslałam, że szybciej będę miała "z głowy" ) Przynajmniej z mojego punktu widzenia, ale też obecnych osób na mojej wachcie wiatr wcale nie był taki mały, a fale dość mocno rzucały łódką. Przypięłam się pasami do jachtu i dzielnie wypatrywałam światełek na morzu, informując o tym sternika, tak jak mi przykazano. Łódką bujało na wszystkie strony, fala bryzgała po twarzy, a zimny wiatr częściowo ogłuszał. Największe wrażenia wizualne miałam jednak, gdy sternik wymyślił sobie np. gorący kubek, wtedy musiałam przejąć ster - z tej pozycji wyglądało to jeszcze straszniej. Musiałam się zaprzeć nogami, żeby mnie nie przewróciło, walczyłam ze spychającymi łódkę z kursu falami, a dziób statku tańczył na boki niczym oddzielny jej segment. Po jakimś czasie osoby nie będące na swojej wachcie zaczęły zbierać się do snu i wtedy się zaczęło... Patrzyłam jak osoby schodzące pod pokład wracały zaraz w przyspieszonym tempie z odruchami wymiotnymi i co za tym idzie wiadomo... Wymęczony oraczek zszedł pod pokład i tam leżąc dogorywał. Ja z zacięciem patrzyłam na horyzont, zwalczając w ten sposób nudnościami i patrząc z jakimś rodzajem ulgi, że przygotowałam sobie na pokładzie torebkę "w razie czego" (torebki to był towar na wagę złota w tym czasie;) ). Szkodnik zszedł pod pokład, szybko wrócił i ciesząc się na widok przyszykowanej przeze mnie torebki zaczął ją zapełniać... Poczułam lekki niepokój...kto zszedł pod pokład, a jeszcze nie spał wymiotował, tak strategicznej torebki już nie miałam, a horyzontu już praktycznie nie widziałam, więc wzmagały się nudności... Szczegółów nie będę podawała, ale możecie sobie wyobrazić, że wymioty dla osoby, która nie wymiotuje są dość traumatycznym przeżyciem, a dopadły mnie pod koniec 4 h czy 5 h wachty... Stwierdziliśmy z Olkiem, że przedłużymy naszą wachtę i tak po 6 h Maar zmienił Olka. Oraczek dzielnie próbowała wstać, ale kończyło się to zawsze tak samo..., więc kazaliśmy jej leżeć. Ja natomiast na każdą próbę zejścia z wachty czy nawet odpięcia pasów reagowałam nawrotem wymiotów, więc nie mogłam zejść z pokładu )) Mimo to, starałam się zwracać uwagę na statki w zasięgu wzroku, o których miałam informować. Oczywiście zdążyłam w międzyczasie jęczeć, żeby dopłynąć do najbliższego portu, bo miałam tak dość, że chciałam wrócić do domu, więc to z mojej winy nie dopłynęliśmy do Kłajpedy. I tak moja wachta trwała i trwała... Chyba po 8 h (nie wiem dokładnie), zeszłam z pokładu i obudziłam Sira, zeby mnie zmienił, ale wtedy już było "po wszystkim", bo morze się uspokoiło, więc Sirek nie miał już takich rewelacji... Maar na szczęście odwiódł mnie od pomysłu powrotu i jestem mu za to wdzięczna Niestety dla żółtodzioba płynięcie w nocy przy ciężkiej pogodzie to wrzucenie na dość "głęboką wodę". Pływanie od portu do portu w dzień, przy pięknym słońcu bardzo mi się podobało, więc nie wiem czy nie lepiej tak wyszło (Oraczek też mi podziękował, że wyjęczałam zmianę planów;))). Tak wyglądał dalszy ciąg historii z mojej strony, jeśli czegoś nie uwzględniłam lub macie do dodania - zapraszam |
Autor: | Banan [ 11 cze 2010, o 12:49 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Świetne Uśmiałem się Żyganko zawsze wzbudzało u mnie poczucie humoru ( póki to inni a nie ja ) |
Autor: | Maar [ 11 cze 2010, o 13:20 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Agniefka napisał(a): Przynajmniej z mojego punktu widzenia, ale też obecnych osób na mojej wachcie wiatr wcale nie był taki mały, a fale dość mocno rzucały łódką. orazAgniefka napisał(a): dla żółtodzioba płynięcie w nocy przy ciężkiej pogodzie to wrzucenie na dość "głęboką wodę". Żeby napięcie nie wzrosło za wysoko, to czytaczom wyjaśnię, że na łódce był wiatromierz i ta "trudna pogoda" to tak mniej więcej środkowy stan 5ºB, a fale były jak domy... dla Barbie i Kena Natomiast faktem jest, że małe i lekkie laminatowe łódeczki są jakby bardziej rzygliwe od niemałych i nielaminatowych Aha i powinienem podziękować "zielonym" członkom załogi (stanowili jej połowę), za dzielność i prawie nie narzekanie*, natomiast po tym, gdy morze się wygładziło to dziewczyny zrobiły się takie kochane, że ho, ho - na przykład jajecznica była do wyboru w dwóch wersjach: chłopska na boczku lub damska, puszysta z mlekiem [*] jest na Zatoce takie miejsce w którym zawsze słyszę to samo: Marek, czy jest tu gdzieś w pobliżu jakaś przystań? Błeeeeeeee |
Autor: | Banan [ 11 cze 2010, o 13:26 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Maar napisał(a): a fale były jak domy... dla Barbie i Kena Barbie i Ken byli ze wsi ? |
Autor: | sirapacz [ 11 cze 2010, o 14:17 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
po wyjsciu na poklad widzac zwloki agnieszki - doslownie zwloki - ktore padly na koje bez zdjecia chocby sztormiaka zaczalem sie uzbrajac w czesc ubranka wodoodpornego i podreptalem za szkodnikiem na poklad gdzie zmienilismy marka. obudziwszy sie widzialem inny stan pogody - marek rzucil krotko ze maly szkwal sie zrobil i tyle. Po raczej niedlugim czasie sie uspokoilo a my kontynuowalismy wleczenie sie. Kierowalismy się na hel (w nocy nastapila zmiana kursu pod wplywem zmiany planow) a wiatr mielismy jak na zlosc spychajacy w druga strone... szczytem predkosci byly wartosci 2-3 wezlow. Bedac uczylonym na te wszystkie rajdówki morskie (tankowce, kontenerowce i inne rozjeżdżaczki) wypatrywalem wszystkiego na horyzoncie co tylko wydalo mi sie inne niz morze i niebo (i lad bo bylismy juz wtedy na tyle blisko ze byl juz widoczny zarys lądu). dowiedzialem sie ze te scigałki potrafia byc mocno irytujace - statek ktory non stop zmienia kurs jest irytujacy (jak sie dowiedzialem one tak hamuja...). Przez 6 czy 8h wachty (kompletnie nie mam pojecia) mielismy takie 2. Nie mielismy lornetki wiec jeszcze bylo nieco ciezej dla mnie (jestem slepy bez okularow a tych nie mialem akurat na podoredziu - mam -1,25). Wiatry spychajacy byl na tyle duzy ze szkodnik siedzac za sterem o malo co nie rozjechal bojki - byl na tyle trzezwo myslacy ze mimo iz kurs mielismy inny to widzial ze ja rozjedziemy wiec objechal ja od zawietrznej. Oraczek lezala martwa, agniefka rowniez.... a ja mialem wyrzuty sumienia ze zaciagnalem tam swoja zone i teraz jest w takim stanie. nigdy wczesniej nie widzialem jej w tak podłej kondycji.... Po pewnym czasie liczonym w godzinach zmienilismy kurs w strone konca polwyspu tak by w wyniku zjechac w strone helu, mijajac dosc blisko duzy statek. Dostalismy prikaz ze jak mamy watpliwosci czy budzic kapitana czy nie z powodu ruchu innych statkow to znaczy ze zdecydowanie najwyzsza pora go obudzic. Widzac drugiego niezdecydowanego ktory w koncu zaczal sie kierowac wprost na nas skierowalem sie do koi rufowej gdzie igraszkom oddawali sie olek i marek i obudzilem ich:) na wiesc ze cos tam lata znowu zygzakiem zbagatelizowali temat i probowali spac dalej ale po wyjsciu na poklad stwierdzilem ze to zdecydowanie wymaga opinii doswiadczonego wiec meczylem dalej:) marek w koncu wygonił olka zeby zobaczyl o co chodzi i w efekcie zmienilismy kurs zeby mu nie wejsc pod dziobek. duuzy stateczek (lady elena?) minąwszy nas zakonczyl trudy z szukaniem statkow bo dalej bylo pusto:) jedynie minelismy jeden jachcik plynacy w przeciwna strone. Zblizajac sie do portu hel ster przejal ode mnie olek i zaparkowalismy w porcie. Bylo juz sloneczko i w ogole fajnie. poszwedalismy sie po porcie, potem chwile po miescie i marek namowil agnieszke do pozostania na lodce i doplyniecia do wladyslawowa i wcisnal jej kit;P ze stamtad jest lepsze polaczenie kolejowe:) Agnieszka chciala zejsc na lad a ja gotow bylem zrobic dla niej to samo, ale w koncu zgodzila sie poplynac no i wyruszylismy. po wypłynięciu z helu mieliśmy całkiem fajny wiatr za końcówką półwyspu i bujalismy łódkę do 7 wezłów. nie bujalo lodka specjalnie ale przechyły były całkiem fajne powodując strach w niewieścich oczach i kurczowe trzymanie się relingów i wszystkiego czego sie dało:P W miedzyczasie zrobiły się mimowolnie regaty pomiędzy nami a inną łódką która nas goniła więc leciały sobie tak 2 łódki w dużych przechyłach:P Po pewnym czasie udałem się na spoczynek bo byłem średnio przytomny i lezalem sobie grzecznie w koi. agnieszka udala sie spac rowniez. podczas snu mialem rozne przeblyski jak budzilem sie. generalnie budzilme sie przy kazdym zwrocie bo zmienialem miejsce spania z lewej burty na prawą i odwrotnie. w polaczeniu z przechylami powodowalo to np sytuacje ze spalem wcisniety pomiedzy jaskolke a materac a lezac na burcie (przechyl). Na mnie lezala agnieszka....sen..... pobudka....lece na druga strone.....plask...agnieszka na prawej burcie pod jaskolka a ja na niej.... ooo tak zdecydowanie lzej sie oddycha lezac na kims a nie pod kims:) Marek wykrecil rekord łódką afair 7,5 wezla - radosnie spiewajac z kokpitu...w nocy juz:) z kilkugodzinnnym opoznieniem dotarlismy w nocy do wladka.... po czym..... kto pisze dalej?:P |
Autor: | Katrine [ 11 cze 2010, o 16:11 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
yyyy niełatwiej było wymiotować za burtę a nie do jakiś woreczków?:P co wy robiliście z tymi woreczkami później? i co to był za jacht (czyt długość) ze tak wszyscy polegli? |
Autor: | Maar [ 11 cze 2010, o 17:37 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
sirapacz napisał(a): dowiedzialem sie ze te scigałki potrafia byc mocno irytujace - statek ktory non stop zmienia kurs jest irytujacy (jak sie dowiedzialem one tak hamuja...). Khem?!Kto Ci tak naopowiadał? Może chodzi Ci o to co mówiłem, że statki nie manewrują prędkością a jedynie kursem? Jeśli tak, to chyba źle to sobie zinterpretowałeś To nie chodzi o to, że statek zmienia kurs żeby zmniejszyć prędkość! On zmienia kurs żeby uniknąć kolizji. Poza tym nie bardzo wiem o co chodzi z tym "irytującym, non stop zmieniającym kurs statkiem" - na pewno to było na Bałtyku? W naszym rejsie takie coś widziałeś?! Chyba coś było inaczej, ale... naprawdę nie wiem co |
Autor: | Banan [ 11 cze 2010, o 18:55 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
sirapacz napisał(a): Oraczek lezala martwa, agniefka rowniez.... a ja mialem wyrzuty sumienia ze zaciagnalem tam swoja zone i teraz jest w takim stanie. nigdy wczesniej nie widzialem jej w tak podłej kondycji.... hehe Ja bym nie miał wyrzutów |
Autor: | sirapacz [ 11 cze 2010, o 19:01 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Maar napisał(a): sirapacz napisał(a): dowiedzialem sie ze te scigałki potrafia byc mocno irytujace - statek ktory non stop zmienia kurs jest irytujacy (jak sie dowiedzialem one tak hamuja...). Khem?!Kto Ci tak naopowiadał? Może chodzi Ci o to co mówiłem, że statki nie manewrują prędkością a jedynie kursem? Jeśli tak, to chyba źle to sobie zinterpretowałeś To nie chodzi o to, że statek zmienia kurs żeby zmniejszyć prędkość! On zmienia kurs żeby uniknąć kolizji. Poza tym nie bardzo wiem o co chodzi z tym "irytującym, non stop zmieniającym kurs statkiem" - na pewno to było na Bałtyku? W naszym rejsie takie coś widziałeś?! Chyba coś było inaczej, ale... naprawdę nie wiem co na tym rejsie:) szkodnik swiadkiem ze nie bredze:) zmienial kurs co chwila (chwila to przyjmijmyu na baltyku powiedzmy 2-5 minut - nie mierzylem). ten drugi to ten kiedy wygoniles olka na poklad jak szedl w nasza strone w koncu mowiles o tym hamowaniu ty albo olek nie pamietam... chodzilo o to, ze musi hamowac takie bydle kilka mil i robiac zwroty wytraca predkosc. rozmowa byla przy szkodniku zdaje sie wiec on potwierdzi albo doprecyzuje albo zaprzeczy:D |
Autor: | Michal [ 11 cze 2010, o 20:09 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Do Władysławowa Weszliśmy o 2 w nocy i jest to ten moment co go będę długo pamiętać, gdy usiadłem za sterem łódka płynęła pełnym baidewindem 7 do 8 węzłow i ten widok rozświetlonego brzegu zbliżającego się błyskawicznie a portu nie widać. Niech żałują Ci co to przespali. Choroba morska nie jest taka straszna i szybko umyka.Reszta rejsu to tak jakbym pływał po Mazurach , słabe wiatry ,silnik , porty .Statek koło Helu zmienił kurs \raz\faktycznie na nas bo tam się rozwidla szlak a na nim byliśmy.Drugi ten wcześnie może bał się storpedowania i zygzakował. Reszta rejsu to czysta sielanka ale chętnie dał bym 10 takich sielanek za pierwsze dwa dni rejsu. Michał Dziękuję Marku za super rejs i dodatkowe podziękowania dla osoby która zwolnila miejsce umożliwiając mi być z Wami |
Autor: | Agniefka [ 11 cze 2010, o 20:57 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
sirapacz napisał(a): poszwedalismy sie po porcie, potem chwile po miescie i marek namowil agnieszke do pozostania na lodce i doplyniecia do wladyslawowa i wcisnal jej kit;P ze stamtad jest lepsze polaczenie kolejowe:) Marek wykrecil rekord łódką afair 7,5 wezla - radosnie spiewajac z kokpitu...w nocy juz:) Gwoli ścisłości, to popłynęłam dalej nie dlatego, że Marek wcisnął mi kit o lepszym połączeniu. Marek przekonał mnie mówiąc o tym, że w dzień nie będzie już takich akcji z pogodą i że jak mi się nie spodoba, to mogę z władka też z się ewakuować w razie czego. Wierzcie mi, moja determinacja była na tyle silna, że z dowolnego miejsca w Polsce wróciłabym do domu, więc stwierdziłam, że spróbuję i tak nie miałam już czego zwracać, więc nie miałam nic do "stracenia" A co do rekordu łódką jak Marek spał, a ja trzymałam ster (nie pamiętam czy wtedy płynęliśmy do Jastarni), to miałam 7,6 węzła , Płynęłam wtedy z żaglami na motyla Oczywiście nie śpiewałam wtedy radośnie |
Autor: | Olek [ 12 cze 2010, o 10:27 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Bardzo udany rejs rekreacyjno-rozrywkowy, Maar twierdzi że dla zmyłki w dzienniku zapisany jako bożocielny. Pewnie niektórzy woleli by przeskoczyć od razu do drugiej doby na morzu, ale i tak trzymali się świetnie. Co do pogody to chyba niektórzy byli na innym rejsie, trudno wyobrazić sobie lepszą, trochę wiatru i piękne słońce. sirapacz, pisz dalej relację z rejsu, w życiu bym nie powiedział że tyle się działo Moja foto relacja tutaj. |
Autor: | Banan [ 12 cze 2010, o 10:47 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Po fotach widzę że to był super udany towarzysko rejs - fajnie fajnie |
Autor: | Niezapominajka [ 12 cze 2010, o 11:12 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Bardzo ładne zdjęcia Widać, że rejs się udał. |
Autor: | kusza [ 12 cze 2010, o 11:14 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Niezapominajka napisał(a): Bardzo ładne zdjęcia Widać, że rejs się udał. o, tak. no i gust piwny też niczego sobie (Tyskie ponad wszystkie ) |
Autor: | Katrine [ 12 cze 2010, o 11:20 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
fajne foty;) tylko czemu płynęliście sobie z odbijaczami wyrzuconymi czyżby załoga już tak bardzo nie mogła doczekać się dobicia do kei ?:):D:P |
Autor: | Olek [ 12 cze 2010, o 11:32 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Katrine napisał(a): fajne foty;) tylko czemu płynęliście sobie z odbijaczami wyrzuconymi czyżby załoga już tak bardzo nie mogła doczekać się dobicia do kei ?:):D:P raczej się nie zdarzyło, na którym zdjęciu? Banan napisał(a): Po fotach widzę że to był super udany towarzysko rejs - fajnie fajnie To jeden z głównych powodów dla których rejs można uznać za udany lub nie. Nie ma nic gorszego niż nieudany towarzysko rejs. Ten wspominam miło. |
Autor: | Katrine [ 12 cze 2010, o 11:38 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
nr 5;) |
Autor: | Olek [ 12 cze 2010, o 11:44 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Katrine napisał(a): nr 5;) no dobra zdarzyło się chociaż wydaje mi się że Marek je właśnie wyrzucił, przecież specjalnie do zdjęcia by tam nie szedł |
Autor: | Katrine [ 12 cze 2010, o 11:46 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
w to akurat mogę uwierzyć |
Autor: | sirapacz [ 12 cze 2010, o 11:56 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
kusza dziekuje:) widze ze podzielamy poglad na piwo:P ja jeszcze lubie ciemne ale ciezko dostac takie jak mi smakuje - moze ktos wie gdzie mozna dostac belfast - z importy albo z jablonowa? Olek.K napisał(a): Bardzo udany rejs rekreacyjno-rozrywkowy, Maar twierdzi że dla zmyłki w dzienniku zapisany jako bożocielny. Pewnie niektórzy woleli by przeskoczyć od razu do drugiej doby na morzu, ale i tak trzymali się świetnie. Co do pogody to chyba niektórzy byli na innym rejsie, trudno wyobrazić sobie lepszą, trochę wiatru i piękne słońce. sirapacz, pisz dalej relację z rejsu, w życiu bym nie powiedział że tyle się działo Moja foto relacja tutaj. olek chetenie bym pisal dalej ale staram sie unikac fragmentow gdy bylem zalany bo - jak sam wiesz juz - niektore fragmenty mi poumykały (fontanna w gdansku) a inne moglem pomieszach chronologicznie:) dlatego zachecalem was do pisania Szkodnik plywa cale lata po zegrzu to i przezywyczajony do silniejszych wiatrow - tyle ze na slodkim:) Dla nas zoltodziobow to byly warunki idealne do zeglowania - czasami wieksza fala czasami prawie stół i wiatr generalnie wial prawie caly czas. na silniku wracalismy tylkko do górek i pomagalismy sobie plynac do jastarni - wiec nie tak duzo. cd: Wpływając do Władka obudzono mnie i agnieszke i wyczlapalismy sie na zewnatrz. Wpływjąc w nocy nie było wiadomo gdzie basen portowy wiec ja najpierw zreferowalem co pamietalem (pomiedzy glowkami powiedzialem ze prawie przed nami na koncu portu) co mniej wiecej pokrywalo sie z prawda ale bylo przysloniete jakimis jednostkami stojacymi. Za dnia jak bywalem w porcie Władysławowa nie widać tyle jednostek - duzo lata w morzu. Po kreceniu zadokowalismy i wyszlo ze ja mialem troche racji i "oni" - basen jachtowy byl owszem przed nami(jak bylismy w glowkach) ale po lewej stronie:) Po ktorkim pokreceniu sie stwierdzilismy ze trzeba by rozejrzec sie za kiblem i moze prysznicem:) zanim z agnieszka i oraczkiem stwierdzilismy ze idziemy - okazalo sie ze olek wystrzelil tam pierwszy po czym przekazal nam klucze:) Aby wejsc tam do lazienki w nocy trzeba wziac klucze od ciecia na bramie. W świetle zarowki nad lustrem widac bylo jak bardzo spalone byly dziewczyny:) Oraczek mial kolor twarzy w poblizu czegos takiego ######### a agnieszka######## ;P Olek przekazal nam info ze jak sie wytelepiemy z lazienki to zeby zamnknac i dostarczyc klucz. Nie powiedzial tylko gdzie (wtedy). Vis a vis bosmanat wiec tam podreptalem - a tam pusto.... to podreptalem do budki ciecia - na niej kartka ze klucz w budce bramy nr 2.... no to skoro tam napisane jest ze na bramie nr 2 to gdzie ona jest? tabliczki w koncu nie ma:). Powrocilismy do Perełki gdzie olek udzielil nam informacje ze bylismy przy wlasciwej budce;P Wzielismy wiec reczniki i z agnieszka poszlismy pod prysznic.......... ............. ................ oddalismy klucze po czym poczlapalismy sobie do perelki. Dalej juz u mnie ciezej z filmem ale kojarzy mi sie jakis posilek wiec musielismy cos zezrec:) a jakie mielismy pysznosci:) takie ze nikt ich nie zjadl;P . Po rejsie zostało dporo zarcia ale to raczej dlatego ze przez pierwsze 24-36h niespecjalnie dopisywal apetyt na pokladzie:))))) To co wchodzilo dobrze i szybko to kabanosy i piwo:) Od czasu przegryzalismy jakimis wafelkami:) usnalem nad radem jak juz sie widnawo zaczynalo robic - pewnie kolo 4 rano. Po obudzeniu zjedlismy dobre papu (nie pamietam ktore kiedy wiec nie bede kitował - ale kazde mi smakowalo) i wyruszylismy w kierunku jastarni. Plynac blisko plazy na helu podziwialismy widoki a marek strasznie biadolił ze lornetki nie ma i zeby plynac blizej;) Wiatr nie był jakiś szaleńczy w stronę cypelka ale nie można powiedzieć ze plynelismy wolno - jakies 4 wezly pewnie byly. Wtedy tez dowiedizalem sie co to plyniecie na motyla:) Dość regularnie zmienialismy sie za sterem co godzine czy dwie. Zupełnie inaczej sie płynie gdy morze sie troche pofałduje i dziób lata góra i dół a zupełnie inaczej jak płynie się po niedużych falach i niedużym wietrze (rzedu 8-10 wezlow). Sterowanie w takiej sielance jak to nazwal michal to czysta przyjemnosc:) momentami nawet nudna:) Po minieciu koncowki helu marek sie irytowal ze chcemy wejsc w zamknieta dla zeglugi strefe wiec odplynelismy sobie na jakies na moje oko 2 mile i plynelismy sobie dalej od brzegu omijajac calkiem gesto naćkane bojki rybackie. Na podejsciu do jastarni nauczylem sie korzystac z nabieznikow i w ogole zrozumialem po co one sa i jak wazne jest trzymanie sie podejscia - widzac plycizny niedaleko za bojami toru, po jego zewnetrznej czesci. W jastarni bylismy popoludniem i tym razem zabawilismy troche dluzej. miejsc bylo malo a w zasadzie to nie bylo - nieco sie sprezali zeby doplynac do basenu pierwsi i zadokowac:P. Pozwiedzalismy sobie port zeby zobaczyc którędy dokąd mamy się udać. Mają tam taki zajebiaszczy dźwig samobiezny ktory wyglada jak suwnica - szeroko rozstawione 4 kolumny na kolach a jacht na pasach dynda sobie w srodku. Po zadokowaniu udalismy się na zarło. Trafilismy do knajpy z fajnymi akcesoriami (m.in. z nosidełkiem dla kota - akcesorium widac na jednym ze zdjec) i srednim zarciem. Ryby jakie zamowilismy byly jakby wyciagniete z mikrofali a filety mialy osci:) Mnie ogólnie smakowało - innym nie:) podreptalismy sobie potem w kierunku lodki gdzie po krotkim imprezowaniu udalismy sie z agnieszka spac a reszta balowała dalej. Noc długa więc postanowili oni..... (ktorys z obecnych teraz:P nas nie bylo jak szaleliscie) |
Autor: | kusza [ 12 cze 2010, o 12:06 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
sirapacz napisał(a): kusza dziekuje:) widze ze podzielamy poglad na piwo:P ja jeszcze lubie ciemne ale ciezko dostac takie jak mi smakuje - moze ktos wie gdzie mozna dostac belfast - z importy albo z jablonowa? Belfasta widziałem w Realu. polecam także Kasztelana i Perłę (to z takich tańszych popularnych). warto też poszukać Ciechana, wszystkie rodzaje są naprawdę niezłe. co do Tychów to ja wolę książęce... ale de gustibus... |
Autor: | Michal [ 12 cze 2010, o 12:15 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Żadnych szaleństw nie było ,monopolowy już zamkneli jak tam trafiliśmy i skończyło się\ chyba..\ na piccy z jakimś trunkiem a dalej to juz nie pamiętam ale rano obudziłem sie w swojej koji wyspany.Szkoda tylko że nie pamiętam nazwy tej smażalni bo warto ją rozreklamować bo jedyne co mieli na wysokim poziomie to ceny, a to ja namawiałem na pyszne rybki które jadłem w ubiegłym roku koło bosmanatu ale jeszcze są zamkniete. Michał |
Autor: | gf [ 12 cze 2010, o 14:16 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Jednego nie ogarnąłem na razie: jak się nazywała łódka? |
Autor: | sirapacz [ 12 cze 2010, o 15:07 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
gf napisał(a): Jednego nie ogarnąłem na razie: jak się nazywała łódka? s/y Perełka moge polecic tak armatora jak bosmana jak i lodke:) poza drobnymi mankamentami jest cacy - tylko cos marek upapral sobie rzeczy w paliwie ale ogolnie fajniutka. Bosman i armator zdawali sie byc nieco zakreceni - chyba poczatek sezonu:) |
Autor: | gf [ 12 cze 2010, o 16:10 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Teraz spojrzałem na zdjęcia z rejsu i widzę, że niepotrzebnie pytałem. Dzięki za odpowiedź No to załoga prawie w komplecie się tu odzywa, tylko oraczek milczy. Wciąż pod wrażeniem czy choroba morska trzyma? |
Autor: | oraczek [ 12 cze 2010, o 20:02 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
Załoga w komplecie Choroba morska... a co to takiego Dla mnie bożocielne rejsowanie kojarzy się tylko pozytywnie! z piękną pogodą, super ekipą, paparazzi :p, dowcipami Olka ( tylko w odpowiednich momentach) śpiewaniem Marka i czasem stresującym sterowaniem Tylko szkoda, że ten weekend był taki krótki |
Autor: | gf [ 12 cze 2010, o 20:16 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
No i fajnie, że już wszyscy są. Pisz częściej, pierwsze dwa posty, zawsze najtrudniejsze, masz już za sobą Marek, Ty śpiewasz? Nie przeszkadza w jaraniu? |
Autor: | Olek [ 12 cze 2010, o 20:21 ] |
Tytuł: | Re: pierwszy rejs - bozocielne krecenie |
oraczek napisał(a): Załoga w komplecie Choroba morska... a co to takiego Dla mnie bożocielne rejsowanie kojarzy się tylko pozytywnie! [...] zuch dziewczyna |
Strona 1 z 3 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |