Witam
wczoraj zakończyłem 2 tygodniowy rejsik po Jezioraku i kanale Ostródzko-Elbląskim
i chciałbym się podzielić z Wami opinią na temat tych rejonów
a więc tak zwodowałem jacht w miejscowości Zalewo nad jeziorem Ewingi - slip niby prymitywny, ale wszystko poszło bardzo ładnie, ponieważ jest dosyć głęboko
mariną tego co tam jest niestety nie można nazwać, ponieważ jest tam tylko spory pomost i slip, ale dostępność sklepów wszelkiego rodzaju jest w promieniu powiedzmy kilometra więc jest ok
na Ewingach niestety woda jest strasznie brudna ale jeziorko mimo tego ma swój klimat.
z jeziora Ewingi kanałem Dobrzyckim przepłyneliśmy na zatokę Polańską w okolice miejscowości Matyty i tu niestety spotkała Nas bardzo niemiła niespodzianka - chcąc przybić do pomostu mimo szczególnej ostrożności uszkodziliśmy jacht, ponieważ gospodarze pomostu do którego chcieliśmy przybić zapomnieli lub specjalnie nie oznaczyli zaostrzonej rury wystającej jakieś 30 cm za pomost niestety pod powierzchnią wody co poskutkowało 15 centymetrową rysą, która ma niecały centymetr głębokości (niby nic ale boli
) niestety w Matytach nie udało się nam kupić nic poza lodami
mimo że była godzina 15
zostaliśmy sobie na dziko i rano wyruszyliśmy w stronę Siemian wiało dość dobrze, więc pokręciliśmy się po Jezioraku prawie do 22 i po dopłynięciu na nocleg okazało się że mimo sezonu w pełni w miejscowości Siemiany po godzinie 22 nie da się zrobić żadnych zakupów, ani zjeść w żadnym lokalu chociaż by frytek
masakra ale mówi się trudno więc wróciliśmy na pyszną "chińszczyznę" rano niestety okazało się, że turyści spędzający wakacje na campingu lubią sobie pokłusować i jacht dookoła był obłożony "rakami" bo tak podobno nazywa się ten rodzaj sieci
po godzinie "kombinowania" udało się jakoś wystartować
wiaterek w plecy więc z pięknie rozłożonymi żaglami płyniemy w dół Jezioraka
Widoki i spokój powodują, że przechodzą nam wszelkie złości
niestety w okolicach płw. Indyjskiego wiatr odmówił jakiejkolwiek współpracy totalna cisz więc lornetka w dłoń i szukanie miejsca na nocleg
HURRA jest napis sklep i bar więc lecimy na silniku jak szybko się da
okazuje się że trafiliśmy do miejscowości Szałkowo do baru "Łasuch" przyzwoite warunki do cumowania dla 8 jachtów, bardzo dobrze zaopatrzony sklep, w barze bardzo miła Pani poleciła jakieś jedzonko
okazało się że bardzo dobre, porządne porcje i zaskakująca cena
(2 osoby najedzone do syta, piwko itp. za niecałe 40 zł) nocleg przy ich pomoście bez żadnych opłat
po miłym wieczorze spędzonym w Łasuchu idziemy spać
Rano po śniadanku mamy w planie odwiedzić Iławę - wiatr znowu w plecy więc po niecałych 2 godzinach szukamy miejsca do cumowania naszego jachtu w Iławie
udało się bez żadnych problemów
blisko sklepy, stacja benzynowa itp. niestety słabo ze znalezieniem jakiejś "knajpki" z normalnym jedzeniem sporo jakiś lokali z fastfoodami, pseudo KFC itp. w końcu znaleźliśmy jakiś lokal przy małym Jezioraku w którym było nawet nieźle, ale niestety dosyć drogo
w okolicach Iławy spędziliśmy 2 dni śpiąc na dziko (czekaliśmy na znajomych)
w końcu w 2 jachty plan wracamy do "kurki wodnej" do Siemian na koncerty szantowe, niestety z braku wiatru lecimy na silnikach. w kurce impreza w pełni niestety musieliśmy zacumować przy skrawku trawy i błota co nie przeszkodziło ochronie aby skasować za wejście na teren kurki zanim udało nam się zejść z jachtu
impreza bardzo udana
rano start ponownie w kierunku Iławy, pogoda do południa bardzo fajna niestety wiatr jak to określił jeden z pozdrawianych żeglarzy "wmordewind" czyli czekało nas halsowanie
około 12-13 zaczęło lać i grzmieć i bardzo mocno wiać mimo tego że mieliśmy na pokładzie nową załogantkę w wieku 4 lat podjęliśmy z żonką decyzje że płyniemy dalej bo do "łasucha" już niedaleko a tam przynajmiej dziecku można zaserwować jakiś ciepły posiłek i herbatę
udało się na szczęście bez żadnych problemów dopłynąc
do mojej załogi dołączyły 2 kolejne osoby które mieliśmy odebrać z Iławy
wieczór spędziliśmy w Szałkowie - noc na dziko trochę poniżej w zatoce Mazurskiej. rano po pożegnaniu załogi drugiego jachtu wyruszyliśmy w górę Jezioraka, zaczynając tym samym właściwą podróż czyli w stronę zatoki Gdańskiej i domu
wiaterek słaby ale przynajmiej wiał na tyle dobrze że mogliśmy płynąć na żaglu
plan był taki aby spać w Miłomłynie, niestety zaplecze żeglarskie tej miejscowości jest poniżej krytyki więc mimo ulewnego deszczu podjeliśmy decyzje że płyniemy dalej
zgodnie z tym co jest na 3 mapach które posiadam na trasie mamy ośrodek wypoczynkowy na początku jeziora Ruda woda (Duckie) niestety okazuje się ze ośrodek jest zamknięty
na szczęście mają całkiem niezły pomost przy którym spędzamy noc. Rano wyruszamy na poszukiwania jakiegoś sklepu, ponieważ kończy się nam jedzenie i paliwo czyt. (piwo)
okazuje się że najbliższy sklep mamy 2 km w linii prostej, więc kolejny raz podejmujemy decyzje że płyniemy dalej w końcu Małdyty nie są tak daleko to jakoś wytrzymamy
płynąc przed samymi Małdytami w miejscowości Wilamowo wypatrzyliśmy w końcu bar i sklep, więc stop cumowanie i w końcu upragnione jedzenie i zakupy, niestety jedzenie beznadziejne a w sklepie ceny wyższe niż w Trójmieście
ale jak to się mówi lepszy rydz niż nic
mimo tego że z Wilamowa do Małdyt jest raptem krótki kanał, to po "pysznym obiadku" 4 osobowa załoga musiała mieć 2 postoje na załatwienie swoich potrzeb na łonie natury
(już nigdy się tam nie zatrzymam) w Małdytach niestety mimo tego że mapa pokazywała sklepy, stacje i przystań to z wody nie udało nam się nic wypatrzyć
więc kolejny raz zaplanowany nocleg szlak trafił i płyniemy dalej niestety okazało się, że po drodze nei ma zbytnio możliwości żadnego cumowania nawet na dziko i w ten sposób udało się nam w całkowitej ciemności dopłynąć do pochylni Buczyniec
8 rano pobudka
idziemy szukać jakiegoś jedzenia i picia w okolicy
JEST HURRA w końcu bar, toaleta, prysznic po prostu bajer. obudziliśmy dziewczyny i idziemy na poranną toaletę
WC 2 zł, prysznic 2zł stwierdziliśmy że trzeba trochę uzupełnić wodę, więc kulturalnie 2 zł w kieszeń baniaczek 10L pod pachę i po wodę
wychodzę z toalet zadowolony z 10 litrami wody a tu nagle pani właścicielka mnie dopada i wyzywa od złodziei
wyrywając mi mój prywatny baniaczek i strasząc policją MASAKRA w końcu legalnie zapłaciłem za toaletę, więc wydaje mi się, że mogłem nie biorąc prysznica nabrać sobie 10 litrów wody (na prysznic poszło by dużo więcej wody) kulturalnie powiedziałem że zapłacę jeszcze za tą wodę skoro wg. niej jest ona aż tak dużo warta, niestety nie poskutkowało i niemila pani kazała mi wylać wodę do garnków
na szczęście bardzo miła obsługa muzeum które znajduje się raptem 10 metrów dalej zaproponowała nam napełnienie kanisterka ponownie dokładnie taką samą wodą
w drodze powrotnej na jacht podeszliśmy do jachtu stojącego obok nas aby uzyskać jakieś informacje na temat "pochylniowania się", ponieważ pierwszy raz w życiu to robiłem wolałem się poradzić
spotkała Nas bardzo miła niespodzianka
okazało się że nasi sąsiedzi są w 2 jachty, ale w związku z tym, że my jesteśmy pierwszy raz w życiu na pochylniach z wielką chęcią rozłączą się i wpłyniemy w 2 jachty na pochylnię żeby mogli nam wytłumaczyć wszystko dokładnie
i w tym miejscu należy pozdrowić dwóch miłych panów na biało-żółtym jachcie z zielonymi matami antypoślizgowymi z Solca Kujawskiego (niestety imion nie pamiętam
) wielkie dzięki Panowie za pomoc i szczegółowe wytłumaczenie wszystkiego oraz za poratowanie 2 piwkami jeszcze się kiedyś spotkamy i się odwdzięczę
po minięciu pochylni wpływamy na j. Drużno (wg. panów z Solca kuj. największa kałuża w polsce) i rzeczywiście ich zdanie muszę potwierdzić
po całym dniu na pochylniach i drużnie dotarliśmy w końcu do Elbląga
cywilizacja - bary, sklepy i pełno miejsca do cumowania
obfita obiadokolacja u znajomego w barze, porządne zakupy i w końcu czas na nocleg
trafiliśmy do "Fali" warunki jak na ostatnie dni spędzone w "dziczy" luksusowe
prąd, woda, wc, prysznice
za cumowanie, prąd i prysznic dla 4 osób zapłaciłem 46 zł
miła obsługa i fajny klimat
rano śniadanko w jakimś lokalu na mieście nas zaskoczyło niestety negatywnie - 107 zł za 4 jajecznice 2 kawy i 2 herbaty
ale co tam jak się szlachta bawi to się koszta nie liczą przecież
wracamy do "Fali" i start na zatokę.
Kanałem Jagielońskim do Nogatu i później na Szkarpawę. Niestety Szkarpawa okazała się zdecydowanie najnudniejszym odcinkiem naszej trasy - nic totalnie nic do oglądania i drażniący już warkot silnika, ale czego to człowiek nie potrafi znieść aby w końcu wypłynąć na "swoją" zatokę gdańską
dopłyneliśmy do śluzy Gdańska głowa dokładnie o 16:03 i niestety Pan nas skasował wg. taryfy popołudniowej - za 6,5 jacht ponad 12 zł
później kawałek Wisłą i kolejna śluza - tu już Pan bardziej elastyczny i zapłaciliśmy tylko trochę ponad 6 zł
(chyba nam się na wiśle jacht skurczył
) no i płyniemy sobie martwą wisłą
dopływamy do mostu pontonowego na Sobieszewo i tu niespodzianka ostatnia przeprawa była o 19 a jest 19:15
załamani tym faktem szukamy miejsca na nocleg - na dziko wszystkie miejsca zajęte więc podpływamy do pseudo mariny w której Pan nam oznajmia 15 zł/ godzinę postoju
po długich negocjacjach stanęło na 30 zł za noc z dostępem do WC
spacerek na Sobieszewo i tu kolejna niespodzianka
w żadnym sklepie nie można kupić coli ani pepsi bo już wszystko co mieli zostało sprzedane
ponieważ jestem osobą palącą to stwierdziłem że chociaż to kupię i tu znowu "KLOPS" niestety proszę pana nie mam żadnych papierosów które pan chce jedyne dostępne w tym momencie to "Mocne pakowane po 25 szt"
MASAKRA bez popitki i papierosów wracamy na jacht ale mamy za to pomidora i jogurt bo to w sklepie mieli
rano start przez most i lecimy dalej w stronę zatoki gdańskiej
po jakimś czasie mijamy pomnik na westerplatte jest w końcu upragniona Zatoka gdańska
niestety wiatr mimo dobrego kierunku miał taką siłę że można było się położyć i nic nie robić
na wysokości mola w Sopocie zaczęło wiać porządnie a nawet wg. mojej załogi na tyle porządnie że się zbuntowali i musiałem zwinąć żagle i odpalić znowu silnik
w połowie drogi z mola w Sopocie do mola orłowskiego niestety wysechł mi zbiornik paliwa i musieliśmy przybić do plaży żeby zatankować, bo tak bujało że nie mogłem trafić lejkiem do zbiornika
w końcu zatankowani do pełna i po wielu staraniach odpłynięcia od plaży udało się płyniemy dalej
na wysokości bulwaru nadmorskiego w Gdyni już wiedziałem że mój plan dopłynięcia do Pucka musi zostać zmieniony ze względu na panujące warunki atmosferyczne
nagle pojawił się czarny ponton z uśmiechniętym Panem na pokładzie proponującym nam pomoc
on miał silnik 100 KM a ja moje dzielne suzuki 2,2 KM
ale oczywiście moje samozaparcie nie pozwoliło mi skorzystać i pozdrawiając Pana podziękowałem za pomoc
w końcu po około godzinie wchodzimy do mariny w Gdyni
SUKCES w 99%
było by 100% gdybym dopłynął do Pucka
miły Pan z pontonu akurat kończył tankowanie jak przybiliśmy obok stacji paliw
i ponownie z wielkim uśmiechem na twarzy oznajmił nie wierzyłem że dacie radę tu dopłynąć
już chciałem po Was płynąć na pytanie czemu wątpił w powodzenie naszej misji odpowiedział takim jachtem, z takim silnikiem przy 2 metrowych falach to wydawało się niemożliwe
A JEDNAK NAM SIĘ UDAŁO !!
pozdrawiam Pana z czarnego Rib'a i dziękuję za zainteresowanie się Nami na wodzie w trudnej sytuacji
To na tyle - pierwszy "porządny" rejs w moim życiu uważam za zakończony
a to wszystko dzięki determinacji, chęci udowodnienia niektórym osobą że mimo braku doświadczenia i porządnego sprzętu można zdziałać dużo
i oczywiście dzięki Asi mojej drugiej połówce, która cały czas wspierała mnie w trakcie rejsu - zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Nie należy zapominać oczywiście o moim dzielnym maku 626 "Rejs" napędzanym znakomitym pełnym mocy silnikiem suzuki 2,2 KM
Mam nadzieję że nie zanudziłem Was zbytnio moim opowiadaniem, jak również to że będe mógł częściej opisywać moje eskapady i będą one coraz ciekawsze
pierwsze 217h wypływane - teraz mogę śmiało zrobić uprawnienia