Wczoraj wróciłem z rejsu Kapitanem Borchardtem (Świnoujście, Kopenhaga, Helsingør, Gothenburg 28.04-04.05). Moja ocena poniżej.
Atmosfera na pokładzie i pod nim była nadzwyczaj dobra. Obsługa czasami mniej lub bardziej rozhahana, ale zawsze życzliwa, pomocna. Przenosiło się to na uczestników, którzy mając sporo czasu dla siebie dobierali się w grupki i dawali o sobie znac salwami śmiechu. W starej skali szkolbej (2 do 5) daję 5.
Jacht Jest czysty i zadbany, więc warunki akomodacji były niezłe. Przyjemna messa pozwalała na posiłek kilkunastu osób jednorazowo, zapewniała możliwość obserwowania świata na zewnątrz, możliwośc stałego dostępu do herbaty i niezłej kawy. Ktokolwiek liczył na większą przestrzeń i komfort w kajutach mógł się rozczarować, ale porównując je do warunków na innych dużych żaglowcach zapewne można je nazwać luksusowymi. Mała łazieneczka na trzy lub cztery osoby robi dużą pozytywną różnicę. Niedogodnością była trudność regulacji temperatury. Daję 4+.
Jakość jedzenia niezła, ale nie najwyższa. Głodny nikt nie chodził ale brakowało surówek. Nie wiem, czy było to z przyczyny oszczędności, czy może z braku miejsca w chłodni. Tym niemniej był to temat dyskusji i pewnego dyskomfortu. Cook nadrabiał animuszem, co się ceni. Taki rejs nie jest miejscem do nadmiernego się obżerania, więc nieco przymykam oko i nadal daję 4.
Odnosząc się do możliwości ogólnego odpoczynku rejs bardzo udany. Pracy nie było nadmiernie dużo (raczej mało), można więc było znaleźć czas na zapatrzenie się w horyzont i fale, oderwanie się od całorocznej bieganiny. Cenną wartością była możliwość zejścia na stały ląd i połażenia po starówkach. Zwłaszcza, że miasta były ładniutkie. Daję 4+.
Spory niedosyt pozostawił temat szkoleń. Zapewne można stwierdzić, iż rejs szkoleniowy to nie był, raczej rekreacyjny, więc oczekiwania w tym obszarze nie powinny być wygórowane. Tym niemniej moje wrażenie psuło nadmierne korzystanie z silnika, cumy i kotwicy, bo cóż można się z żeglarstwa nauczyć nie żeglując? Gorzej nawet przedstawiało się szkolenie teoretyczne, którego nie było. Rejs opisywany był jako forma nauki żeglarstwa, czym był dośc słabo. Załogant bez doświadczenia kończył rejs z szerszą wiedzą jedynie jeśli samodzielnie bystrym okiem obserwował co się wokół działo, bo w programie niespecjalnie znalazł się czas na pokazywanie szczegółów. Daję 3, co i tak jest sporo, jeśli ktoś liczył nie na relaks ale na trud poznawania.
Kończę na bezpieczeństwie. Trudno jest oceniać jak dalece stała załoga obeznana jest ze swoją profesją, co mogłoby się wydarzyć, gdyby wypadki przestały być miłe. Tym niemniej do myślenia dał mi fakt, iż nie zorganizowano łowienia człowieka, ani ewakuacji statku. Do tego, dopływając do Kopenhagi, niedoszkolony oficer rąbnął w boję. Tłumaczenia czemu tak się stało znaczenia nie mają, bo przyczyna jest jak zwykle jedna: niestosowanie się do procedur lub ich nieznajomość. Przy całym szacunku dla doświadczenia i umiejętności innych członków stałej załogi, fakt iż opisane wypadki miały (lub nie miały) miejsca, uznac należy za istotnie obniżające ocenę. Daję silne 2, lub słabe 3.
Podsumowując; zebrałem słabą czwórkę. Ocena jak najbardziej subiektywna, bo uzależniona od stawianych sobie indywidualnych oczekiwań. Zapewne spora część uczestników wzmocniłaby tę ocenę nieco, jeśli przyjechali tam jedynie celem miłego spędzenia czasu.
_________________ Pozdrawiam, Anyox
|