Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
Placebo w regatach https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=57&t=31686 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | Marian Strzelecki [ 28 maja 2020, o 16:32 ] |
Tytuł: | Placebo w regatach |
Nie to, żebym miał jakieś twarde dowody, ale coraz częściej przychodzi mi do głowy (także w związku z teoriami kwantowymi), iż jakaś część wygrywania regat to "siły wyższe" a właściwie te "nadwyższe". (taka nadprzestrzeń jachtowa) Znaczy, że nie wiemy dlaczego ten jacht tu i teraz, był szybszy od drugiego takiego samego, (albo ewidentnie lepszego). Ciekaw jestem, czy też macie takie myśli... MJS |
Autor: | plitkin [ 28 maja 2020, o 17:59 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
Niewątpliwie, w regatach jak w każdym sporcie: bywa dzień dzika-wymiatacza i dzień świra-przegrywacza. Już nawet na moim amatorskim poziomie stan emocjonalny może decydować nie tylko o wyścigu, ale i o całych regatach. Obserwuję to nie tylko u siebie, ale problem jest znany, choć nie zawsze uzewnętrzniany. Znam chłopaków, którzy korzystają nawet z pomocy psychologa sportowego. |
Autor: | Marian Strzelecki [ 29 maja 2020, o 00:03 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
Ja za młodych lat miałem powiedzenie: "Taki wynik mieści się w ramach zjedzonego śniadania". Jak sternik porządnie się nasyci to jest cięższy, ale lepiej reaguje na warunki zewnętrzne, a jak nie zje, to choć lżejszy to bardziej nerwowy, ale szybciej chce kończyć wyścig. Nie wiadomo co lepsze. MJS |
Autor: | plitkin [ 29 maja 2020, o 07:16 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
Dieta to osobną kwestia. Na pewnym poziomie ma ogromny wpływ. Ja przed sportem nie mogę jeść tłuszczy, po prostu mnie zamulają. Natomiast, wracając do kwestii mentalnych: w załodze doszliśmy do wniosku, że jeżeli sternik chce by czerwona linia była z lewej strony, a zielona z prawej - należy tak zrobić. Jeżeli zalogant chce trzymać w swojej kieszeni multitoola czy zapasową szeklę, zamiast trzymać to w specjalnym miejscu - ma tak być. Jeżeli dzisiaj ekipa czuje się dobrze w białych koszulkach - mają być białe. |
Autor: | Mir [ 30 maja 2020, o 14:15 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
To już Stefan Wysocki pisał, że żeglarz głodny, to pół żeglarza. Siły witalne, stres, sytem odpornościowy, psychika i wiara, która czyni cuda. Fizyka - Emocje - Psychika. Onegdaj wołano na doroczne regaty z okazji DNI MORZA na jez. Kierskim. Popłynęliśmy z Bratem naszą Sportinką z wiarą zwycięstwa. Przy stoliku prezes zapisujący do regat rzekł był: - Sportina to jacht sportowy i nie może być zaakceptowany do regat turystycznych. Wdałem się w negocjacje tłumacząc, że nie jest to jacht sportowy, a turystyczno-sportowy... i że w każdych regatach jest sport. Pomogło, towarzystwo z uśmiechem wsparło nas i już szala się ważyła, ale pan prezes nie dawał za wygraną i ciągnął swoją opcję: - Przecież wy nie macie szans z FENIXEM (Mak 707), on wygrywa wszystko. Patrzcie na te nagrody, one są już rozdane. Po coście przypłynęli??? - Żeby wygrać. - odparłem. - Wyyygraać??? Aaa, to zapisujemy. ) Motywacja znaczy się, też jest wazna. Zelektryzowało całą imprezę, a ja widziałem w oczach te puchary, dyplomy i nagrody rzeczowe (m.in. worek żeglarski). Start pokazał nam czarną rufę Feniksa, a jego załoga miała rozdziawione japy. Byliśmy na drugim miejscu, ale oni płynęli ostrzej. Miecz szybrowy nie schodził do końca i na ostrym lekko znosiło, ale na pełniejszych kursach zyskiwaliśmy. Nic to, po dwóch kółkach przewaga wzrosła do 200 metrów. Po ostatniej bojce zwrotnej, jak zwykle Mak odłożył się na hals w bok i ciągnął aż pod trzciny, skąd wiało. Czuł się pewny wygranej i pofolgował sobie nieco za daleko. Na to liczyłem i zwrot na drugi hals zrobiliśmy bez kabestanów, po cichu. Oni szli w bok, a nas wiaterek pchał wzdłuż brzegu zawietrznego prosto do mety... Wysłałem Brata do koi dziobowej, rufa wyszła z wody i pociągnęliśmy. Nadrobiliśmy już połowę strat, gdy oni się zorientowali. Szybko zrobili zwrot w małym zakolu i cała naprzód! Szli świeżym wiatrem, a u nas odbicie od wysokiego brzegu pchało łódkę bez zwrotu. Na środku zatoki zrównaliśmy się, w pewnej odległości. Decydowały ostatni zwroty. Mak szedł ostatnim halsem w przechyle, prosto po zwycięstwo. My kilka metrów niżej, ale halsem przeciwnym i nie mieścilismy się jeszcze w bojkach mety... - PRAWY! - wykrztusiłem z siebie, bo szliśmy na kolizję. - Jest PRAWY. - odpowiedział FENIX i zrobił ster na burt. Nie rezygnował jednak. Widział, że my musimy zrobić jeszcze jeden zwrot, więc objechał nas za plecami i machnął zwrot ostatni. Wiatr usiadł. Zapadła cisza. Sportina była już po zwrocie i swoją inercją snuła się na linię mety, tuż przy bojce. FENIX siłą woli parł na środek linii. Nikt nie mógł nic zrobić. Jachty płynęły majestatycznie same i Sportina 595 wjechała pierwsza. O kilka metrów... Wściekłość porażki na pokładzie Maka 707 była cenniejsza, niż chwała zwycięstwa. Spakowaliśmy nagrody (za I miejsce ogółem i w klasie) do wora i w nogi. Kątem oka dostrzegliśmy komandora w garniturze odpoczywającego na wznak pod krzewami klubowymi... Wiara czyni cuda, ale i coś jeszcze... |
Autor: | Marian Strzelecki [ 14 cze 2020, o 20:02 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
Mir napisał(a): To już Stefan Wysocki pisał, że żeglarz głodny, to pół żeglarza. Siły witalne, stres, system odpornościowy, psychika i wiara, która czyni cuda. Fizyka - Emocje - Psychika. ... Wiara czyni cuda, ale i coś jeszcze... I o tym czymś poza... chciał bym pogadać: Na ile można brać pod uwagę, iż żeglarz nabędzie ponad przeciętne możliwości tylko z powodu wiary w siebie... nie mówię o samych emocjach typu adrenalina. (Znaczy; mam ciąg na wynik), to nie to co; mam wyniki, ale nie mam ciągu... Ciężko mi określić o co mi idzie, ale placebo, a adrenalina to inne tematy. Tak samo jak inne są adrenalina, a parcie na szkło. (tu... podium). Na ile na ten przykład moje spostrzeżenia (podniecenie?) z pływań prototypem (PIP) mogły wpłynąć na wynik regat.? I ile z tego można złożyć na ambicje konstruktora, a ile na adrenalinę zawodnika? (u mnie to były dwie inne osoby.) MJS ps Przypomnę, że na kilku regatach PIPa (jedynych w miarę profesjonalnych jakie zaliczyłem) za sterem siedział ścigant z natury (ale bez umiejętności), i nie dał się odciągnąć od steru pomimo, że ja już widziałem, że nic wyżej nie wywalczymy (bez analizy danych). On tego nie rozumiał (albo nie chciał zrozumieć). |
Autor: | cors [ 14 cze 2020, o 20:17 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
Mir napisał(a): (Mak 707), on wygrywa wszystko. Z seryjnymi Orionami, Nash-ami i El- Bimbami - koniec. |
Autor: | Marian Strzelecki [ 14 cze 2020, o 20:53 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
cors napisał(a): ... 707...- koniec. Piotrze liczyłem na Ciebie, ale liczyłem na więcej merytoryki, albo nawet metafizyki... (o ile wiesz co to jest). MJS ps w czasach gdy On (Jaszczewski) na Maku666; (w domyśle; pózniej 707) wygrywał wszystko... nie było innych niż zwycięskie... Maki. Dopiero po nich (pod ich wpływem?) zaczęły się; Pegazy, Morsy, Sportiny itp. (mówię o śródlądziu.) |
Autor: | cors [ 14 cze 2020, o 22:40 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
Marian Strzelecki napisał(a): (w domyśle; pózniej 707) wygrywał wszystko W 1972 roku. A wiesz marianie, że w 1936 wygrywał "wszystko" s/y KORSARZ ? |
Autor: | Marian Strzelecki [ 15 cze 2020, o 01:43 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
cors napisał(a): W 1972 roku. A wiesz marianie, że w 1936 wygrywał "wszystko" s/y KORSARZ ? Myślisz, że... też w ramach placebo? MJS |
Autor: | M@rek [ 15 cze 2020, o 07:32 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
Wiesz Marianie moge Ci przedstawic spora liste jachtow z Zachodnioipomorskiego ktore wygrywaly a po zmianie armatorow to sie skonczylo Niektorzy z tych nowych armatorow kupowali wygrywajace jachty nie raz |
Autor: | Mir [ 15 cze 2020, o 14:40 ] |
Tytuł: | Re: Placebo w regatach |
Studencka brać na objazdówce w Barlinku, wolna sobota i niedziela na pustej plaży, którą podziwialiśmy z motelowych okien, drewnianych tarasów i piaszczystych przechadzek. Gdy zajrzeliśmy do drewnianego hangaru z kajakami, to humory nie wzrosły nic więcej niż poziom kapoka z wełny kokosowej. Bosman dyskretnie wypraszał nas na piasek i wskazywał na dwa kajaki za drobną opłatą godzinową. Jednak blask popołudniowego słońca, przedzierający się przez szpary i okna hangaru, oświetlił kolorowe kadłuby Maków 303, stojących pionowo za drzwiami do sąsiedniego pomieszczenia. Nie było łatwo przekonać starszego pana, żeby wypożyczył nam je na - REGATY - łódeczki były świeżo przywiezione i jakby zarezerwowane dla ważnych gości. Poszedł w ruch kajak i dwójka kajakarzy z Bydgoszczy ruszyła po toni jeziora na drugi brzeg po kilka butelek z nalepką patykiem pisaną. Szli pełną parą, bo dobiegała godzina zamknięcia sklepu... Zdążyli. Argument był wystarczający, by siedem Maczków stanęło na linii startu wyznaczonej przez bojkę i sędziego na kajaku. W każdym z nich załogi dwuosobowe. W jedej - mistrz w klasie Cadet - za sterem. Wygrać z mistrzem, ba startować obok mistrza, to już był zaszczyt i studencki splendor. Trasa wyznaczona niczym regaty dookoła Bornholmu, czyli wyspę opłynąć prawą burtą i kurs na plażę hen, hen w oddali. Sędzia dał sygnał do startu, siedem kolorowych dziobów w linii prostej, a wiatru brak. Cisza. Lustro na wodzie. Wyspa przed nami. Pagajki pod pokładem, zakaz używania... Każdy chce wygrać, mistrz regatowy najbardziej, żeby potwierdzić swoje umiejętności, żeby się pokazać, ale i żeby dzioba umoczyć w trunku Zwycięzcy. Ileż tam było woli, chęci, emocji i humoru, żeby poruszyć żaglówkę do przodu. Żarty się skończyły po kilku minutach, gdy sędzia wydawał komunikat o stanie wyścigu. Wtedy do percepcji każdego z nas trafiło, że nie płyniemy. Stoimy w miejscu. Nie każdy zachowywał stoicki spokój mistrza. Umiejętności nie były potrzebne, nie wiało! Wesołe regaty robiły się nieznośne. I wtedy na środku jeziora zmarszczyła się woda. Sędzia oznajmił: - Idzie wiatr! - wszyscy obejrzeli się do tyłu, ustawili zagielki i gdy podmuch się pojawił, to mistrz wysunął się na prowadzenie. O metr. Za chwilę dmuchneło drugi raz i mistrz wymknął się wszystkim o dwie długości łódki. Za chwilę o trzy, sternik oglądał się za rufę i wyraźnie uśmiechał pod wąsem. Acha, coś wykombinowali, pomyślałem i uważnie spoglądałem za nimi. Wtedy sternik przesunął swojego załoganta pod maszt, a ten nieopatrznie ujawnił miecz... trzymany na podłodze kokpitu. A więc to była ta tajemnica mistrza - zrobiliśmy to samo i ruszyliśmy w pogoń za mistrzem. Wiatr stał się równą bryzą, która pchała nas za wyspę, a tam pojawił się cień wiatru, w który nasz mistrz wpłynął zbyt niecierpliwie i nieco go spowolniło. Ominęliśmy go większym łukiem na skraju wiatru i dawaj do mety. Nie było to takie proste, gdyż po opłynięciu wyspy szliśmy pod wiatr i wtedy regaty zaczęły się na nowo. Miecze głęboko pod wodą i bajdewind. Różnica w wadze załóg była korzystna na rzecz goniących, więc emocji było co nie miara, aż do finiszu. Ale i ten nie rozstrzygnął wyniku, gdyż sędzia niespodziewanie ogłosił drugi etap wyścigu pod hasłem: - Wiosła w ruch i 200 m do plaży. Cała naprzód! - i tu nie było dla nas równych, gdyż kolega Grześ był kajakarzem i całą swoją masę przełożył na dynamikę ruchu pagajka, więc szliśmy jak bocznokołowiec. Ech, smak pierwszego zwycięstwa załogowego. Huśtawka nastrojów, napięcie emocji, wiara w niemożliwe, ale i łut szczęścia, poparty jakąś znajomością zjawiska. Odporność na element zaskoczenia i zwrotu wydarzeń. Czyli wesoła koncentracja. Jedność. Ambicja. Cel uświęca środki. |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |