Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

Choroba wyokrętowania
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=72&t=11161
Strona 1 z 3

Autor:  śnieżka [ 15 mar 2012, o 21:51 ]
Tytuł:  Choroba wyokrętowania

W związku z tym, że na forach wszelkich poważnie i profesjonalnie, postanowiłam napisać tu.

Problem mam ja osobiście niestety.
Już po dwóch dniach pływania nie jestem w stanie zejść na ląd na dłużej niż pół godziny. Fugi, szczeliny w płytach chodnikowych, zamknięte pomieszczenia (sklepy, knajpy, zamki, twierdze, muzea biblioteki, czy co tam lubicie zwiedzać) falują tak bardzo, że mam zawroty głowy, przewracam się i na końcu puszczam pawia. Podczas rejsu staram się nie schodzić z łódki, po rejsie, jeśli powrót jest autem to spoko, to mnie powoli uspokaja, choć i tak nastepne 3-4 dni mam zawroty głowy (szczytem było zatoczenie się na wieżę ze zgrzewek wody mineralnej, która nie wytrzymała naporu i rozwaliła ok 100 jajek, za które musiałam zapłacić (miejsce zdarzenia stragan, Hala Mirowska w wawie).
Jako, że nie znoszę łazić bez celu (niektórzy nazywają to spacerem) nie mam wielkiego problemu, ja po prostu zostaję by pilnować łódki.
Problemem jest tegoroczny rejs, dwa tygodnie po Kanarach,gdzie ja mam być przewodnikiem po cudach teneryfy, lanzarotty i la gomery. Jako, że jestem absolutnie wyspach zakochana (zwłaszcza lanzarotte) muszę być na chodzie poza łódką, chcę prowadzić auto po górach teneryfy, chcę im to piękno dzikiej, wulkanicznej przyrody pokazać. Żaden Aviomarin nie wchodzi w grę, alkohol i szeroko stawiane nogi (doprawdy rozumiem chód marynarzy opisywany w książkach i pokazywany na filmach - Jack Sparrow rulez) łagodzą moją reakcję na chodzenie po stałym lądzie, ale chcę być trzeźwa.
Moje pytanie:
- czy spotkaliście się z przypadkiem tej reakcji na zejście na ląd?
- jak można temu zapobiec, leczyć, zmniejszać objawy?

Dodam, że na łódce nie mam żadnych objawów choroby morskiej, niezależnie, czy jestem na pokładzie, czy pod, niezależnie od fali, oparów gotowanych potraw nad którymi wiszę na pasach. Mogę pod pokładem czytać książkę, spać, leżeć i oglądać zatopione bulaje. Nic mnie nie rusza.

Jak się kiedyś wybrałam z tragarzami po zakupy i mnie dorwało akurat przy straganie z sałatą, to tylko refleksowi kumpla zawdzięczam, że nie musiałam całej tej sałaty odkupić. Wywlókł mnie za gacie z rynku, pognał na plac zabaw, posadził na huśtawce, kazał się bujać, ukradł listę zakupów i uciekł. Bujałam się póki nie kupili wszystkiego i nie znaleźli drogi do portu bez szczelin między płytami chodnika:D

Macie jakieś pomysły, co zrobić, żeby normalnie schodzić na trzeźwo na ląd w trakcie rejsu???

Śnieżka

Autor:  plitkin [ 15 mar 2012, o 22:08 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Przejdzie Ci.

Autor:  Cape [ 15 mar 2012, o 22:09 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

śnieżka napisał(a):
Moje pytanie:
- czy spotkaliście się z przypadkiem tej reakcji na zejście na ląd?
- jak można temu zapobiec, leczyć, zmniejszać objawy?

Jest to zakłócenie błędnika. Z takimi problemami na lądzie, nigdy się nie spotkałem, ale conajmniej dwukrotnie rzygnąłem sobie po ca godzinie od wejścia do portu.
Na morzu żadnych problemów nie mam.
Obawiam się, że tak, jak nie ma lekarstw na chorobę morską, nie ma też na lądową. Tylko czas i przystosowanie się błędnika.

Autor:  śnieżka [ 15 mar 2012, o 22:11 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

plitkin napisał(a):
Przejdzie Ci.


Taaa tylko ja bym chciała po przybiciu do portu wynając auto i obwieźć załogę po cudach wysp, nie mam czasu czekać aż mi przejdzie :-x

Autor:  plitkin [ 16 mar 2012, o 00:55 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

W sensie za rok czy dwa Ci przejdzie. Już od dawna nie mam helikopterków, kiedyś miałem.

Autor:  Sąsiad [ 16 mar 2012, o 08:44 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Moja koleżanka stosowała zdrzemnięcie się 15min na pomoście, leżąc na brzuchu. Może i dla Ciebie będzie skuteczne.
plitkin napisał(a):
W sensie za rok czy dwa Ci przejdzie. Już od dawna nie mam helikopterków, kiedyś miałem.

W sensie mów za siebie. Mi nie przeszły, ale mam delikatne i w sumie to je lubię :)
śnieżka napisał(a):
Jako, że nie znoszę łazić bez celu (niektórzy nazywają to spacerem) nie mam wielkiego problemu, ja po prostu zostaję by pilnować łódki.

Hmm, pewne pokrewieństwo dusz odczuwam :cool:

Autor:  zosta [ 16 mar 2012, o 08:59 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

A to wszystko poważnie? Trochę się ziemia i mnie chwieje po zejściu, ale o takich objawach nie słyszałem jeszcze.
Może trzeba łykać pigułki na morską chorobę przed wejściem do portu? Za zadanie mają błędnik ogłupić, więc się chyba nadadzą.

Autor:  Colonel [ 16 mar 2012, o 10:08 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Jestem zaszokowany. Owszem zdarzyło mi się w dawnych czasach chorować po wyjściu na ląd ale to były czasy, kiedy na morzu chorowałem mocno. Zdarza mi się czasem czuć lekie "kołysanie" gruntu i dziś.
Ale tak silne objawy, to dla mnie nowość. NA zdrowy rozsądek może na to pomóc:-
- odpowiednio dlugi czas adaptacji na lądzie,
- może srodki medyczne na chorobę lokomocyjną, choc tu mam wątpliwości,
- może prowadzenie samochodu (!!!) ale tu zapewniłbym sobie po pierwsze kierowcę zmiennika, po drugie torebki "lotnicze".
Z awatara wygladasz młodo - to moze minąć jak się troszkę postarzejesz ;) myślę, że po trzydziestce gdzieś.

Autor:  bury_kocur [ 16 mar 2012, o 10:14 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

śnieżka napisał(a):
Macie jakieś pomysły,


Śnieżko - kilka pytań:
- o wiek nie pytam bo nie wypada
- jak duzo czasu w sezonie pływasz?
- od ilu lat pływasz ?
pzdr
Kocur

Autor:  Krzys [ 16 mar 2012, o 10:20 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

A mi się wydaje, ze nas Śnieżka wkręca :lol:

Autor:  Kuracent [ 16 mar 2012, o 10:55 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

zosta napisał(a):
A to wszystko poważnie? Trochę się ziemia i mnie chwieje po zejściu, ale o takich objawach nie słyszałem jeszcze.


Też nie słyszałem o aż takich objawach.

Natomiast też mam jak to nazywam 'chorobę lądową" (w lekkiej postaci). I tak jak koledzy mówili - potwierdzam - z każdym rokiem coraz mniejszą.
Ale w trakcie pierwszego rejsu morskiego był długi przebieg do Kopenhagi (z pewnością ponad 24h. ale już dokładnie nie pamiętam ile).
Idę sobie spokojnie boczną ulicą i widzę, że wszyscy przyglądają się mi z raczej negatywnym nastawieniem.
Czyżby chodziło o to, że jestem biednie ubrany w porównaniu do Duńczyków? I po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, że idę jak pijany. A z pewnością byłem trzeźwy, bo Zbieraj nie pozwalał raczej pić na morzu.
Szedłem marynarskim chodem. Do dziś dnia po dłuższych przebiegach, jak organizm przywyknie do morza - źle znoszę łazienki z kafelkami. To powinno być zabronione! Dlaczego w marinach robi się takie łazienki?! Przecież wiadomo, że żeglarze źle je znoszą.

I o ile nie słyszałem o aż takich objawach jak u Śnieżki, to bardzo wielu ludzi mówi mi, że mają podobnie. Tzn. te kafelki 'latają'.

Śnieżka. Spójrz na to pozytywnie. Nie masz choroby morskiej. Wiesz, że 80% żeglarzy morskich bardzo Tobie niesamowicie zazdrości?

pzdr,
Andrzej Kurowski
http://strony.aster.pl/spelnij_marzenia

Autor:  tatajarek [ 16 mar 2012, o 11:00 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Krzys napisał(a):
A mi się wydaje, ze nas Śnieżka wkręca


Mnie się też tak wydaje, że to nie śnieżka a śnieżny bałwan lekko topniejacy. Co tez fotografia potrafi zrobić z człowieka... ;)

Pozdrowienia - Jarek Czyszek

Autor:  Sąsiad [ 16 mar 2012, o 11:32 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

tatajarek napisał(a):
Mnie się też tak wydaje, że to nie śnieżka a śnieżny bałwan lekko topniejacy.

A co to za różnica? Nie represjonuj jej/jego ekspresji. :lol: Zwłaszcza, że czasami fajnie pisze ;)

Autor:  śnieżka [ 16 mar 2012, o 19:56 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Tatajarek napisał w swym geniuszu:
"Mnie się też tak wydaje, że to nie śnieżka a śnieżny bałwan lekko topniejacy. Co tez fotografia potrafi zrobić z człowieka... ;) "

Mój drogi uważaj, bo śnieżnego bałwana można szybko dostrzec w lustrze jak się próbuje zdyskredytować bogu ducha winną żeglareczkę.

Co do wieku, to jestem od niedawna po trzydziestce, a że ładna... No cóż (trzepot rzęs) mogę na to poradzić.

Ja rozumiem, że gdybym wkleiła zdjęcie jak z petem w kącie ust zszywam w kambuzie koledze skórę, żeby knykcie nie wystawały po spotkaniu z kabestanem, to od razu forumowy szacun. Jakbym jeszcze miała luki w uzębieniu, wkładała kotwicę w majtki i nurkowała, żeby wbić ją w dno to podziw na pirsie by był.

Ale co zrobić jak zaopatrzenie, gotowanie, pierwsza pomoc oraz śpiew jest moją jedyną dobrą zabawą na łódce?? Jak rzyć panie premierze?

Co do meritum
Objawy mam bardzo silne, ok. kwadransa od zejścia na ląd zaczynam zaciskać zęby, co by nie puścić pawia. Po ostatnim wyokrętowaniu mieliśmy 3 godziny do samolotu, nawet nie chcę opisywać jak mi było cudnie. Na szczęście był wtedy remont pasa na okęciu i lądowaliśmy w Berlinie skąd wracaliśmy pociągiem. Podróż zdecydowanie ukoiła mój żołądek.

Z przyczyn biznesowo - osobisto - finansowych nie pływałam od października 2010, dlatego teraz planujemy rejs 2 tyg ( ze względu na pracę osobistego kapitana 14 dni urlopu jest dla nas wielkim kosmosem, możemy często, ale krótko) po kanarach.

Bardzo zależy mi, żeby być na chodzie. Na jeziorach nie mam tego problemu, problem jest na morzu / oceanie z powodu jak mniemam fali.
Nie mam problemu na żadnym urządzeniu w wesołym miasteczku, mogę się kręcić aż zabraknie na świecie prądu, tak samo pływać. Nic mi nie jest. Jazda zaczyna się jak schodzę na ląd.

Dla dodania sobie marynarskiego splendoru obrzydliwości do kontrastu ze zdjęciem napiszę, że najgorsze moje wspomnienie było z portu chyba w Hvarze, gdzie pirs jest jakby jedną stroną chodnika, a na drugiej w ogródkach siedzieli sobie turyści. Pięć metrów od nich leżałam na pirsie zwisając głową do wody i oddawałam Neptunowi cześć, przy wielkim aplauzie kolegów, którzy mieli wielką inwencję w wymyślaniu rzeczy obrzydliwych.

Autor:  robhosailor [ 16 mar 2012, o 20:00 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

śnieżka napisał(a):
Jak rzyć panie premierze?
Jaka rzyć? - powinno być! Zgrabna! :lol: :lol: :lol:

Autor:  śnieżka [ 16 mar 2012, o 20:11 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Nie, nie! Powinno byc tak jak napisałam.
My pytamy premiera jak rzyć, a on odpowiada, że boli :lol:

Pomimo boskiego wyglądu i nieprzeciętnego intelektu ( choć rozumiem, że dla większości populacji posiadających w swym genomie Y to się nawzajem wyklucza) nie popełniam również błędów ortograficznych.
Ja wiem, ciężko mnie polubić :cool:
Dla równowagi jestem upośledzona technicznie i wklejenie tu swego zdjęcia w wymaganym rozmiarze było dla mnie wielkim wyzwaniem.

ps. Jak nie rzygać po zejściu z łódki? To mnie wciąż frapuje :D

Autor:  tatajarek [ 16 mar 2012, o 20:14 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

śnieżka napisał(a):
Pięć metrów od nich leżałam na pirsie zwisając głową do wody i oddawałam Neptunowi cześć, przy wielkim aplauzie kolegów, którzy mieli wielką inwencję w wymyślaniu rzeczy obrzydliwych.


Nie ma kobiet, które tak o sobie piszą.

ALBO ŚWIAT SIĘ SKOŃCZYŁ :-?

Jarek

Autor:  Wojciech [ 16 mar 2012, o 20:23 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

śnieżka napisał(a):
Pomimo boskiego wyglądu i nieprzeciętnego intelektu ( choć rozumiem, że dla większości populacji posiadających w swym genomie Y to się nawzajem wyklucza) nie popełniam również błędów ortograficznych.
Ja wiem, ciężko mnie polubić :cool:
Dla równowagi jestem upośledzona technicznie i wklejenie tu swego zdjęcia w wymaganym rozmiarze było dla mnie wielkim wyzwaniem.

Z tego opisu zdarza mi się popełniać tylko błędy ortograficzne ... reszta pasuje do mnie. :lol: :D ;)
No i jestem lekko po czterdziestce. :lol: :D ;)

Autor:  śnieżka [ 16 mar 2012, o 20:37 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Tatajarek jak szantę dziewicy kocham, nie mam pojęcia o co Ci się rozchodzi, bo jeśli piszesz poważnie, pozostaje radzić zmianę żeńskiego towarzystwa :-?

Autor:  Natasza [ 16 mar 2012, o 20:56 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Waham się pomiędzy solidarnością X, a ... zazdrością?
Zwłaszcza, że po trzydziestce byłam... no, kiedyś.
W kwestii "nierzygania" lądowego - to może być "wczytana" w zachowanie reakcja psychosomatyczna (coś jak fobia). Utrwalasz niejako swój problem, rozwiązując go nieustannie apriorycznie. Spotkałam się z taką reakcją w odniesieniu do choroby nadciśnieniowej (samowyzwalanie wzrostu ciśnienia)

Autor:  Sąsiad [ 16 mar 2012, o 21:04 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Natasza napisał(a):
rozwiązując go nieustannie apriorycznie

Natasza, mógłbym zostać Twoim padawanem? :lol: :lol: :lol:

Autor:  zosta [ 16 mar 2012, o 21:05 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Natasza napisał(a):
Zwłaszcza, że po trzydziestce byłam... no, kiedyś.

Po trzydziestce się jest jak harcerzem: raz na zawsze. O sobie mogę nawet powiedzieć, że jestem po dwudziestce! Najbardziej pasuje mi jednak bycie po setce. Albo i po dwóch.

Autor:  Maar [ 16 mar 2012, o 21:07 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Śnieżka, a coś innego niż Aviomarin próbowałaś? Jakieś ziołowo-imbirowe wynalazki, np?

Autor:  Natasza [ 16 mar 2012, o 21:09 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

zosta napisał(a):
Natasza napisał(a):
Zwłaszcza, że po trzydziestce byłam... no, kiedyś.

Po trzydziestce się jest jak harcerzem: raz na zawsze. O sobie mogę nawet powiedzieć, że jestem po dwudziestce! Najbardziej pasuje mi jednak bycie po setce.


"Długowieczność" pogłębia jednak symptomy choroby

Autor:  robhosailor [ 16 mar 2012, o 21:10 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Natasza napisał(a):
nieustannie apriorycznie/.../samowyzwalanie/.../pogłębia jednak symptomy choroby
Qchnia! :roll: ;) :lol: :lol: :lol:

Autor:  Cape [ 16 mar 2012, o 21:16 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

śnieżka napisał(a):
bogu ducha winną żeglareczkę.

Gdzie ona taka się uchowała ?
Rz :lol: glarstwo to zakon ? Czy cóś :lol:
śnieżka napisał(a):
a że ładna

Każda potwora znajdzie swojego amatora :D
śnieżka napisał(a):
Objawy mam bardzo silne, ok. kwadransa od zejścia na ląd zaczynam zaciskać zęby, co by nie puścić pawia. Po ostatnim wyokrętowaniu mieliśmy 3 godziny do samolotu,

Ok, wierzę (wiara czyni cuda). Napisałem na początku o swoich doświadczeniach.
Myślę, że piguły (lekakarstwa) sensu nie mają. Lepiej na lądzie powierzyć obowiązki komuś bez tych problemów. Na pewno docenią Twoją standyby w morzu.

Autor:  śnieżka [ 16 mar 2012, o 21:18 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

apriorycznie to ja jestem nieustannie po setce, co nie rozwiązuje mojego problemu, gdyż chcę prowadzić auto :-(
I serio ja często zapominam, że mam taki problem vide sytuacja z zakupami i kiwaniem się nad sałatą, oraz późniejsze bujanie się na huśtawce.

Mój błędnik szaleje tak, jak niektórych co wiszą na burcie. Tylko mój na lądzie to robi, co czyni sytuację w kwestii zwiedzania dość problematyczną.

Solidarność z X jest najważniejsza.
Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy Cię nie zdradzi!

Autor:  Natasza [ 16 mar 2012, o 21:19 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

robhosailor napisał(a):
Natasza napisał(a):
nieustannie apriorycznie/.../samowyzwalanie/.../pogłębia jednak symptomy choroby
Qchnia! :roll: ;) :lol: :lol: :lol:


Wy, mi tu Robhosailor...
Ja prowadzę konwersację...
To jak mam napisać, że śnieżka rzyga nawykowo?
albo że jak się chla, to potem rzyga się w dwóch wątkach(znaczy z powodu choroby lądowej i "wódnej")

Autor:  śnieżka [ 16 mar 2012, o 21:26 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

Po aviomarinie śpię jak zabita, więc odpada, imbir w plasterkach pod język ( co działa na moich małych morskich rzygaczy) mi nie pomaga. Trudno, będę sobie radośnie co jakiś czas przystawać i puszczać pawia do rowu :-P

* ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *

Natasza możesz mi pisać jak chcesz, znajomość trudnych słów i zaskakiwania przeciwnika jakimś izmem, lub agią mam opanowaną :D od czego w końcu wujek gugiel i kuzyn wiki?

Autor:  Natasza [ 16 mar 2012, o 21:38 ]
Tytuł:  Re: Choroba wyokrętowania

śnieżka napisał(a):
Natasza możesz mi pisać jak chcesz, znajomość trudnych słów i zaskakiwania przeciwnika jakimś izmem, lub agią mam opanowaną :D od czego w końcu wujek gugiel i kuzyn wiki?

Oj, śnieżko... jam ci nie wróg... nie spodziewałam się, że odbierzesz to jako atak (pewnie przez X)

Strona 1 z 3 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/