Artykuł na temat stanu naszej turystyki i rekreacji wodnej oraz absurdalnych opłat nałożonych przez Regionalne Zakłady Gospodarki Wodnej w Gdańsku zatoczył szerokie kręgi, odbił się i powrócił do mnie w postaci odpowiedzi Rzecznika Prasowego Ministerstwa Ochrony Środowiska. Podpierając się całą baterią artykułów, zarządzeń i rozporządzeń Rzeczniczka wykazała niezbicie, że opłaty pobierane przez RZGW w Gdańsku są zgodne z prawem , państwo robi wszystko aby tę formę wypoczynku rozwijać i na końcu wyraziła nadzieję, że rozwiała wątpliwości co do zabijania idei żeglarstwa w zarodku.
Nie twierdziłam, że przepis jest niezgodny z prawem. Nie jestem prawnikiem i nie mnie to rozstrzygać. Wyraziłam swoją opinię twierdząc, że jest absurdalny, nielogiczny i bije we wszystkich żeglarzy. Może warto go znieść zanim jak epidemia rozprzestrzeni się po całym kraju?
Czy nie ma on wpływu na podstawy rozwoju turystyki wodnej?
Zastanówmy się do czego służą barki, dźwigi wodne, pogłębiarki, lodołamacze i inny tego typu ciężki sprzęt pływający za który nałożono wysokie opłaty i jak na nich skorzysta lub nie przysłowiowy Kowalski?
Ministerstwo twierdzi, że stosuje szerokie ulgi dla ludzi chcących tworzyć mariny. Czy to wystarczy? Do zbudowania portu, śluzy, mostu czy przystani z prawdziwego zdarzenia oprócz chęci, potrzebny jest specjalistyczny sprzęt. Nie dość, że w naszym kraju nie ma go w wystarczającej ilości, to jego utrzymanie staje się coraz droższe i mniej opłacalne. Każda akcja wywołuje reakcję. Wszystko w gospodarce jest ze sobą powiązane i uzależnione od siebie. Wzrost kosztów utrzymania sprzętu pociągnie wzrost cen świadczonych przez niego usług. Mamy do wyboru: droższe mariny lub prowizorki – z brzegami obłożonymi wypchanymi piaskiem workami. Dlaczego nie pozwolić ludziom na korzystanie ze zdobyczy techniki aby tworzyć infrastrukturę na wysokim poziomie i w osiągalnym przez nich pułapie cenowym?
Podróż po Polsce wodami śródlądowymi bardziej przypomina żeglugę szuwarowo-bagienną i off-road wodny niż prawdziwe pływanie. Zaplątane w wodorosty śruby, płycizny na trasie, zatopione pnie. Gdzie są pogłębiarki?
Do czego służą lodołamacze wiedzą już dzieci. Ostatnie zimy były łaskawe i być może urzędnicy dali się ponieść wizji globalnego ocieplenia. Ale czy mamy na nie 100% gwarancję? Łatwiej przecież zapobiegać i wybiegać myślą na przód niż później likwidować skutki powodzi i słuchać płaczu poszkodowanych ludzi.
Statki wycieczkowe, tramwaje wodne, promy – to również część turystyki wodnej, bardzo popularnej i odciążającej nasze zapchane polskie drogi. Prom w Świbnie jest jednym z droższych promów tego typu w Europie. Teraz nie jestem zdziwiona dlaczego.
Gdzie w Polsce można zatankować łódź z wody? Chyba nigdzie. Istnieją za to dziesiątki przepisów ograniczających inicjatywę, tysiące wydatków , które trzeba ponieść chcąc opłacić wszystkie inspekcje i plany aby otworzyć stację benzynową, kawiarnię, pub, hotel itp. A przecież to również infrastruktura dla żeglarzy, w którą powinien zainwestować i prowadzić ‘Kowalski’.
O tym, że Ameryka została odkryta już jakiś czas temu wie każdy. Nie trzeba podejmować ryzykownych podróży i wieść ciężkiego i pełnego niebezpieczeństw życia pioniera. Wystarczy skorzystać z doświadczeń i myśli technologicznej innych a po kilku godzinach jesteśmy na słynnym kontynencie. W dziedzinie infrastruktury wodnej, przepisów, zasad funkcjonowania turystyki i rekreacji wodnej również nie musimy bawić się Kolumba. Skorzystajmy z faktu, że ktoś wcześniej za nas odkrył Amerykę i przeszedł wyboisty etap prób i błędów. Europa jest otwarta. Możemy czerpać wzorce i pomysły z krajów gdzie są sprawdzone i funkcjonują.
Na forach pojawiło się wiele odpowiedzi i opinii na temat poprzedniego artykułu - za które dziękuję. Większość z nich była wyrazem sprzeciwu wobec nałożonych opłat ale były i inne.
Ktoś po przeczytaniu tekstu zarzucił, że absurdem jest porównywanie Polski do Holandii, że bliżej nam do Albanii.
Dlaczego? Dlaczego mamy sobie obniżać poprzeczkę i tkwić w stagnacji? Nie mieliśmy równego startu historycznego – to niezaprzeczalny fakt. Jednak Holandia też nie zawsze była krainą mlekiem i miodem płynącą. Lata powojenne to zapaść gospodarcza, bieda i głód. Reforma gospodarcza, uwolnienie przepisów i duża swoboda gospodarcza dała efekt w postaci dzisiejszego boomu.
Zastanawiałam się czym holenderskie społeczeństwo różni się od naszego? Dlaczego im udało się stosunkowo szybko osiągnąć zamierzony cel a my nie możemy przebrnąć przez początek? Przecież jako naród mamy to samo a nawet więcej. Lepsze wykształcenie, wyższy poziom usług. Jesteśmy otwarci na świat. Co przeszkadza nam w dążeniu do ”cudu”?
Mentalność i niski poziom świadomości społecznej. Państwo to nie tylko rząd- instytucja – ale przede wszystkim JA - człowiek: rolnik, premier, nauczyciel, kierownik, urzędnik, prezydent… Swoim zachowaniem i decyzjami wpływamy na całe społeczeństwo.
Dzięki takiemu podejściu do życia w Holandii decyzyjność w dużej mierze przeniesiono na najniższe szczeble: miasta, gminy, prowincje. Biurokracja i przepisy są prostsze i czytelniejsze -podejmowane decyzje dotyczą bezpośrednio samych zainteresowanych. Ludziom żyje się łatwiej.
Wszyscy czekamy na poprawę losu a przecież tylko Stwórca ma wyłączność na samostanowienie się cudów. Chcemy cudu gospodarczego i słusznie, ale nikt nie zrobi tego za nas samych.
Holender pracuje na własny byt. Gromadzi, wydaje, cieszy się życiem. Energię, czas i pieniądze poświęca na rozwój a nie na walkę z przepisami i zabezpieczaniem mienia przed innymi. Co najważniejsze, ma świadomość że inni myślą i postępują tak samo. Społeczne zaufanie, poszanowanie cudzej własności i wspólnego dobra.
Jak to wygląda u nas? Przykładów nie trzeba daleko szukać- urząd najwyższego zaufania - w którym nagminnie „giną” przesyłki, zaśmiecone lasy, parki i ulice. Brudne obejścia, zanieczyszczone rzeki i zatrute pola. Zdewastowane urządzenia. Człowiek, który nie wezwie policji do łamiącego prawo sąsiada, bo u nas to nadal ‘donos’- a przecież to nic innego jak społeczne przyzwolenie na taki stan rzeczy. Sama policja… to już materiał na inny artykuł. Jak na czymś takim budować cud? Sam Najwyższy miałby z tym nie lada problem.
Ktoś inny napisał, że Polska to zaplecze taniej i ciemnej siły roboczej.
Dlaczego tak o nas myślą? Wyjeżdżamy za granicę za pracą , po chleb. Jesteśmy reprezentantami całego kraju. W stojącym pod polskim sklepem podpitym osobniku wszyscy widzą nie ‘Kowalskiego’ ale całą Polskę. Idąc ulicą słyszę za mną głośną rozmowę, która w telewizji brzmiałaby jak długie piiiiiiiiiiiii. Nie mam ochoty się oglądać.
Obcokrajowcy coraz częściej do nas przyjeżdżają. Oprócz tragicznych dróg – co najbardziej rzuca się w oczy? Brud i szarzyzna, zawiść i brak uprzejmości.
Niejeden pomyśli - siedzi w raju i się wymądrza. Nie wymądrza i do tego - wraca. Zwiększony dystans wyostrzył spojrzenie. To co będąc w Polsce wydawało się normalne i na porządku dziennym - teraz kłuje w oczy. Mając porównanie dostrzega się przyczyny.
Mamy szansę na oczekiwany przez wszystkich dobrobyt. Jesteśmy mądrym i pełnowartościowym społeczeństwem ale tworzenie cudu musimy zacząć od nas samych. W takim samym stopniu dotyczy to Kowalskiego i urzędników. Wszyscy własnymi decyzjami i zachowaniem wpływamy i kreujemy bliższe i dalsze otoczenie.
Od ludzi sprawujących władzę wymaga się jednak dodatkowo szerokiego spojrzenia na podległe mu sprawy, wybiegającego dalej niż krawędź jego biurka.
Katarzyna Mazurowska
|